Zbliżamy się do szczęśliwego finału akcji zbierania pieniędzy na zabieg ratujący życie Zbyszka Nowaka. Dziś na koncie Zbyszka znajduje się 50 847 zł (stan na godzinę 22.55). To już 95% potrzebnej kwoty. Do przeprowadzenia terapii, która może powstrzymać straszną chorobę brakuje jeszcze 2,3 tys. zł. Lekarze z Krakowa przewidują 3 wszczepy z komórek macierzystych, po których Zbyszek ma szansę na zatrzymanie choroby. Zabieg może odbyć się już w maju. Do tej pory Zbyszka wsparły 762 osoby. DZIĘKUJEMY!
– Naszą ostatnią nadzieję znaleźliśmy w Krakowie w Instytucie Komórek Macierzystych – pisze żona Zbyszka. –
Szansą dla męża jest jedynie ten rodzaj leczenia, który może spowolnić chorobę. Lekarze przewidują 3 wszczepy z komórek macierzystych, po których Zbyszek ma szanse na zatrzymanie choroby. Terapia jest bardzo droga, a my nie mamy żadnych oszczędności.
***
Mój mąż ma na imię Zbyszek i podobnie jak Zbyszko z Bogdańca jest człowiekiem o sercu i honorze prawdziwego rycerza. Niestety, w tej opowieści mój bohater trafił na wroga, z którym sam sobie nie poradzi, a ja nie mogę mu zarzucić na głowę chustki i obronić go przed najgorszym. Definicja SLA nie pozostawia złudzeń. To precyzyjny i rozłożony na kilkanaście miesięcy wyrok śmierci.
Choroba przyszła po Zbyszka, gdy ten tylko trochę uśpił czujność. Teraz kiedy czuł się spełnionym człowiekiem i rozkoszował się urokami życia, ojca i dziadka, gdy już dom stał, drzewo rosło, a trzech synów wchodziło w życie, do naszych drzwi zapukał strach, lecz nie otworzyła mu odwaga. Wszyscy bardzo się o Zbyszka boimy, bo choć dbał o rodzinę 30 lat i uczył nas wszystkiego, to nie pokazał nam jak żyć bez niego. Dla chłopców tata to drogowskaz. Jest ciepłym, kochającym ojcem, który razem z chłopcami klękał do pacierza, uczył ich czytać bajki, baśnie i Biblię. Cieszyliśmy się z ich sukcesów, a porażki zamienialiśmy w naukę. Wychował synów na wspaniałych ludzi, przekazując im tylko te wartości, w które sam wierzy.
Jest człowiekiem, bardzo dokładnym i uczciwym w swojej pracy, który jak coś robi to na maksa. Zbyszek nigdy nie odmawiał pomocy nikomu, jakby przeczuwając, że będzie jej kiedyś sam potrzebował. Kilkanaście lat temu spełniliśmy swoje wielkie życiowe marzenie i kupiliśmy stary dom do remontu. Mąż wszystkie prace wykonał sam lub przy niewielkiej naszej pomocy. Strasznie był dumny ze swojego dzieła, a nas cieszyły wspaniałe efekty pracy. Wreszcie mięliśmy swój własny dom, za którego próg zło już nie sięgało. Niestety do czasu. Około 1,5 roku temu, mój jak zwykle uczynny Zbyszek chciał pomóc w zbieraniu owoców i spadł na ziemię z rusztowania, które ustawił. Połamane żebra to mała cena za taki upadek, ale wkrótce los miał wystawić swój rachunek. Po pół roku mowa mojego męża zaczęła robić się dziwna, niewyraźna. Po pewnym czasie przyszły też problemy z oddychaniem. Zbyszek się dusił i nikt nie umiał mu pomóc. Nie było na co dużej czekać, działo się coś złego i trzeba było szukać pomocy. Pierwsza wizyta u neurologa, przekierowanie do kliniki, seria badań, by finalnie usiąść w gabinecie specjalisty od chorób mięśni i usłyszeć –SLA, stwardnienie zanikowe boczne. Wróciliśmy do domu w milczeniu i z ogromnym strachem. Zaczęliśmy poznawać nowego lokatora, który zamieszkał w moim mężu. Wiele fachowej literatury, tematyczne strony, nieprzespane noce, rozmowy, płacz i przerażenie szybkością, z jaką choroba zabiera nam męża i tatę. Stopniowo dochodzi do odnerwiania kolejnych partii mięśni. Zaczęło się od objawów opuszkowych, czyli zaburzeniu oddychania i mowy. Potem przyszedł czas na mięśnie rąk i nóg. Dawniej mocny i stanowczy głos Zbyszka, choroba przemieniła w zdławiony szept. Dziś bez mojej pomocy nie może już rozmawiać przez telefon.
Napisz komentarz
Komentarze