O ile mi wiadomo, pan Budzyn występował do władz miejskich o pozwolenie na umieszczenie tablicy. Odczekał parę miesięcy i - nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi - potraktował urząd podobnie jak urząd potraktował jego, czyli olał władzę i zrobił, co zrobił.
Efekt - nagonka w mediach, panika wśród urzędników, publiczna wymiana ostrych słów, no i ostateczny finał. Jedni nazwą go dziejową sprawiedliwością, inni aktem wandalizmu. Jak zwał, tak zwał. Pokazuje jednak dobitnie, jak mści się brak właściwej reakcji, właściwych organów, we właściwym czasie. Wystarczyło nie zamiatać sprawy pod dywan, tylko od razu skontaktować się z wnioskodawcami powieszenia tablicy, porozmawiać, dojść do jakiegoś kompromisu.
Nie byłoby obciachu na cały Dolny Śląsk, że oto w Oławie czczą Armię Radziecką, bo wyzwalała niemieckie miasto. A jeśli już ktoś właściwy zapomniał o właściwej reakcji we właściwym czasie, miał jeszcze szansę.
Wystarczyło zdjąć tablicę do czasu ustalenia odpowiedniego napisu, żeby nie kłuła w oczy. Zwłaszcza tych ukaranych kiedyś mandatem za powieszenie plakatu nie tam gdzie trzeba, czy umieszczenie reklamy bez właściwej zgody.
Bo jakoś panu Budzynowi krzywda się nie stała za samowolne powieszenie tablicy w publicznym miejscu, podczas gdy inni miewają z tego powodu kłopoty.
No, ale jak to mówi pewien oławski przedsiębiorca od grzebania - „w tym mieście byli, są i będą - równi i równiejsi”.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze