Historia zatoczyła koło
Jest listopad 2019 roku, od tamtych wydarzeń minęły 44 lata. To także 6 lat od zimowej wyprawy, z której nie wrócili Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka. Broad Peak zabrał polskich wspinaczy w 1975 i powtórzył to raz jeszcze w 2013. Dwukrotnie przyćmił ogromne osiągnięcia, jakimi były pierwsze wejście na wierzchołek środkowy i pierwsze zdobycie góry zimą.
Przez lata zmieniło się wszystko. Himalaiści są sportowcami, których wyczyny śledzi w mediach rzesza widzów. Mają nowoczesne kombinezony i nieporównywalnie lepszy sprzęt. Z dużą dokładnością mogą przewidywać pogodę i maksymalizować poczucie bezpieczeństwa. Wciąż jednak są sytuacje, w których natura pisze scenariusze tragiczne i nieprzewidywalne.
Janusz Kuliś ma dziś 69 lat. Jest obecnie jedynym żyjącym zdobywcą szczytu z wrocławskiej ekspedycji. Nie chce roztrząsać tego, co się stało.
- Analiza nie ma sensu. Tej sytuacji nie zrozumie nikt, kto nie wspinał się na takich wysokościach. Dziś być może mielibyśmy dokładniejsze prognozy, ale i tak nie wiemy, czy wszyscy by przeżyli. Pokazuje to chociażby sytuacja z 2013 roku. Tworzono jakieś niepotrzebne komisje, a ludzie oskarżali Adama Bieleckiego, bo szedł szybciej niż koledzy. Szedł szybciej, bo był w stanie tak iść. To jest ośmiotysięcznik,
-40 stopni Celsjusza. Miał czekać i zamarznąć? Jasne, że nikt nikogo w górach na śmierć celowo nie zostawia. Jeśli jednak dochodzi do takich ekstremalnych sytuacji, musisz zadbać przede wszystkim o samego siebie.
Pytam go, czy kiedykolwiek poczuł radość, myśląc o 1975.
- My chyba nigdy nie myśleliśmy o tym w kategorii sukcesu. To była tragedia. Przede wszystkim tragedia.
***
Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego Tadeusza Barbackiego i Janusza Kulisia. Fotografię współczesną wykonał autor artykułu - Kamil Tysa.
Napisz komentarz
Komentarze