W sumie 8 dyscyplin sportowych: kolarstwo, które uprawialiśmy wszyscy, bieganie też, i kajaki latem, również wspólnie, razem z chodzeniem po górach. Tylko mama ćwiczyła karate i aerobic, a teraz jest instruktorką kulturystyki, siostra i ja pływałyśmy, a ja trenowałam i startowałam w triathlonie. Dużo? Nie wiem. W sumie nie mogło być inaczej. Mój tato, Wiesław, był zawodowym kolarzem torowym - wielokrotnym mistrzem i reprezentantem Polski. Mama całe życie była aktywna i kiedy pracowała na basenie w Jelczu, zapisała mnie i moją siostrę do klubu pływackiego. Siostra miała 8 lat, a ja 7. Rozpoczęłam codzienne treningi i niewiele wtedy wiedziałam, jak ten dryl codzienności ukształtuje mnie jako osobę i moje późniejsze życie. Reguły, zasady, dyscyplina, porządek, samodzielność - to wszystko są cechy, które człowiek musi sobie wyrobić, bo inaczej nie będzie miał żadnej szansy na powodzenie w sporcie. Kiedy ma się 7 lat, to nie przyjmuje się świata w jasno określonych formułach, ale ja, po prostu, mam taki charakter, bo było to dla mnie bardzo oczywiste, sprawiało mi to przyjemność oraz dawało satysfakcję. Trenowałam intensywnie do 18. roku życia i kilkadziesiąt razy byłam mistrzynią Polski, pobijałam rekordy Polski i reprezentowałam nasz kraj na zawodach międzynarodowych. Kontuzja przerwała moją pływacką karierę, gdy miałam 18 lat. Nie można, oczywiście, tak po prostu pożegnać się ze sportem, kiedy stanowi on całą treść życia. Wtedy tak też było. Sport to było całe moje życie, a życie mojej rodziny było dopasowane do rozkładu moich treningów i terminów zawodów. Tak jak w rodzinie sportowców i sportsmenek bywa. Sport wypełnił wszystkie moje lata formacyjne i tak z dziewczynki stałam się kobietą, która zwinnie, po pływaniu zaczęła biegać maratony. Ciąg dalszy tej herstorii przeczytasz w e-wydaniu naszej gazety: TUTAJ (koszt wydania 2,90 zł)
Spisała Izabela Moczarna-Pasiek
Napisz komentarz
Komentarze