Oława. Stan wyższej konieczności, czyli co komu wolno. Złamał przepisy, bo - jak twierdzi - bał się, że dojdzie do pożaru w kamienicy. Dostał mandat i stracił prawo jazdy
Mariusz Michalec prowadzi firmę usługową "Pogotowie Elektryczne" we Wrocławiu, gdzie obsługuje kilkanaście nieruchomości. Jest też odpowiedzialny za instalacje elektryczne w częściach wspólnych kilku budynków w Oławę i okolicy. 22 marca wykonywał tu pewne prace. Dokładnie o godz. 19.28 otrzymał wezwanie do palącej się instalacji w jednej z kamienic we Wrocławiu. Zgodnie z procedurą - jak mówi - gdy jest problem z instalacją elektryczną w części wspólnej budynku, to on wzywany jest do problemu jako pierwszy. Ocenia sytuację i działa albo decyduje, czy trzeba wezwać energetykę.
- Tę wrocławską kamienicę, do której zostałem wezwany, znam bardzo dobrze, bo tam są notoryczne kradzieże prądu - mówi. - Zgłaszający problem powiedział, że instalacja iskrzy. Nie wiedziałem, jak poważana była sytuacja, ale wiedziałem, że muszę szybko zareagować, bo nie wiadomo, jak to się zakończy. Mogło przecież dojść do pożaru. Przez Oławę przejechałem zgodnie z przepisami. W Stanowicach, na drodze z Oławy do Wrocławia, zacząłem manewr wyprzedzania jadących przede mną trzech samochodów. Było ograniczenie prędkości, ale uznałem, że to sytuacja wyższej konieczności. Wydawało mi się, że w ten sposób wybieram mniejsze zło, zwłaszcza że był już wieczór, mały ruch na drodze, prosta droga. Przy wymijaniu zwiększyłem prędkość do 110 km/h, ponieważ samochody jadące przede mną jechały blisko 100/h. Okazało się, że jeden z nich to nieoznakowany radiowóz. Co było dalej? Jak zakończyła się ta sprawa. Czytaj artykuł w całości, już teraz w e-wydaniu
TUTAJ - koszt 2.90 zł
Tekst i fot. Wioletta Kamińska [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze