Docierają tu bardzo różni ludzie, z różnych stron Ukrainy. Są nawet i Kijowa. Jedną są zrozpaczeni, inni jeszcze w szoku. Wszyscy otrzymają pomoc.
Szukamy np. w naszej bazie konkretnych mieszkań i parujemy z tymi osobami, którzy takiej pomocy potrzebują - mówi Błażej Telążka. - Zapraszamy też na rozmowę z psychologiem Wołodymyrem, który mieszka u nas od jakiegoś czasu, więc teraz jest bardzo pomocny. Weryfikuje tych, którzy potrzebują pomocy psychologicznej po tym, co przeszli. Potem jest etap drugi, kiedy wolontariusz pomagają zapakować i wybrać rzeczy, które uchodźcy potrzebują.
Bywa tak, że zdarza się niemal idealnie sparować potrzeby z możliwościami. - Starsze małżeństwo chciało przyjąć matkę z dzieckiem i się nimi zaopiekować, a jednocześnie matka z dzieckiem i babcią właśnie potrzebowała miejsca, więc udało się dogadać - mówi Błażej Telążka. - Polacy powiedzieli, że chętnie ich wezmą, tylko trzeba dodatkowe łóżko. To szybko zorganizowaliśmy, zawieźliśmy i w ten sposób konkretna rodzina uzyskała kompletną pomoc. Staramy się to wszystko jakoś koordynować, bo ludzie często mówią konkretnie, co mogą zrobić, albo co zaoferować. Zgłosiła się np. rodzina z Miłoszyc, że z chęcią przyjęłaby do siebie mamę 7-letnim dzieckiem, bo też mają siedmioletnią dziewczynkę. Myślę, że prędzej czy później będą mogli komuś pomóc.
Czasem zdarzają się sytuacja zupełnie niespodziewane. - Martyna Twardowska z koleżanką pojechały na Słowację odebrać rodzinę znajomych, ale na miejscu okazało się, że nie udało im się przejść przez granicę. Zadzwoniły z pytaniem, co w takiej sytuacji robić. Powiedzieliśmy, żeby wzięli kogoś, kto będzie po prostu potrzebował domu. Słowaccy strażnicy zawołali więc głośno, kto chce jechać do Polski i szybko znalazła się rodzina w składzie mama i córka z babcią. Zaufały Polkom, wsiadły do auta i... trafiły do nas.
Napisz komentarz
Komentarze