Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 grudnia 2025 10:10
Reklama BMM
Reklama

Grażynka, czyli... najsłynniejsze ekspedientki w Polsce

- Szukamy niemiłej, niesympatycznej, marudnej i z fochem ekspedientki - czytaliśmy parę miesięcy temu w ogłoszeniu Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie. - W środku na ekspozycji mamy sklep i bar z epoki PRL, w którym chcemy serwować setę i galaretę, śledzia i sałatkę jarzynową
Grażynka, czyli... najsłynniejsze ekspedientki w Polsce
- Podchodzą, cieszą się, że mnie widzą, niektórzy próbują prowokować, żebym coś krzyknęła... - mówi Grażynka z Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie

Autor: Jerzy Kamiński

Podziel się
Oceń

Ostatecznie za ladą stanęły dwie najlepsze kandydatki - od wakacji wcielają się w role peerelowskich ekspedientek, Danusię i Grażynkę. Podbijają internet, a zwiedzający je uwielbiają... 

 

 

Dziś poznajemy jedną z nich: 

Grażynka


Naprawdę ma na imię Natalia, ale nikt nie chce w to wierzyć. Dla ludzi jest i pewnie już na zawsze zostanie Grażynką, choć to formalnie Natalia Kopestyńska z Oławy
 

 

 

- Podobno w Tunezji zrobiła pani furorę jako Grażynka?

- To prawda. Już w drodze na wakacje Polacy mnie rozpoznali, a potem w hotelu nie dawali spokoju. Tylko wspólne fotki, dogadywanie, każdy chciał porozmawiać. Wiedzieli, że jestem z Muzeum Motoryzacji. Gdy o wszystkim usłyszał dyrektor hotelu i pokazali mu w internecie nasze muzeum, a w nim mnie, to potem miałam fajne plusy - gdzie nie szłam, jak królową mnie traktowali!

- Wcześniej gdzie pani pracowała?

- Przez 7 lat w ochronie. Potem zaproponowano mi tę pracę na stoisku w muzealnym sklepie spożywczym.

- I jak?

- Bardzo fajnie, już chyba bym sobie bez tej pracy nie poradziła.

- A reakcja ludzi?

- Podchodzą, cieszą się, że mnie widzą, niektórzy próbują prowokować, żebym coś krzyknęła...

- No właśnie. Słyszeliśmy, że to pani zwykle krzyczy, a nie koleżanka. Prosimy o próbkę...

- Pan tu nie stał! Bo zaraz szmatę wezmę! Albo takie coś: - Tu jest książka zażaleń, zaraz  zrobię zdjęcie i na tablicę damy, że tego klienta nie obsługujemy! 

- A co gdy to pani robią zdjęcia?

- Był problem na początku z tymi fotkami.

- No właśnie, bo pani to teraz trochę jak aktorka występuje...

- Już się przyzwyczaiłam, ale początkowo się wstydziłam, było ciężko. Teraz już nie. Ludziom nie odmawiam. Czasem ukradkiem zrobią mi zdjęcie, czasem proszą i wtedy nie odmawiam. Grażynka, no chodź! - wołają. Przychodzą też do mnie kobiety, nie tylko faceci. I wie pan, co jest najśmieszniejsze? Że przebierają się za mnie, robią taką samą fryzurę. Na internecie mi potem wysyłają. Córka mi kiedyś wysłała i pyta: - Mamo, gdzieś ty tu była w tym sklepie? Ja na to: - Ja byłam? Dopiero po dokładnym przyglądnięciu się mówię jej, że to nie ja. Przyjrzyj się! Upodabniają się.

- Słowem Grażynka z PRL żyje swoim życiem...

- Na razie wciąż takim trochę przytłumionym, bo jestem teraz w żałobie, więc prywatnie trochę mi ciężko tu się śmiać w pracy. Mąż zmarł w kwietniu... Może właśnie dlatego mnie tu wzięli do pracy, żebym przestała płakać.

- No tak, tutaj raczej trzeba się śmiać do klientów. 

- I to działa, więc najczęściej zapominam o swoich problemach. Dopiero gdy wracam do domu, to jest ciężko. Bo każda rzecz, gdzie się nie popatrzy, przypomina... A żyliśmy bardzo dobrze 36 lat razem, cięgle razem, i w pracy, i poza nią. Tu pracuję od lipca. Nie, nie żałuję, że się zgodziłam. W domu płakałam, tutaj nie mogę.

- Co na waszym stoisku ludzie najchętniej kupują?

- Oranżadę, blok, chatkę Jagi...

- Wy to robicie z Danusią?

- Przede wszystkim kuchnia robi, ale czasem niektóre rzeczy my musimy, np. dzisiaj robiłyśmy sałatkę. Tu nie ma czasu na więcej, bo trzeba przyjść do pracy, przebrać się i być gotową, bo zaraz ludzie wejdą. A bywa tłum ludzi... Początki to były mocne, nawet po kilka tysięcy dziennie. Teraz najwięcej zwiedzających jest w soboty i niedziele.

- Bywają upierdliwi, z którymi ciężko sobie poradzić?

 

- Bywają, ale już potrafię sobie z nimi poradzić. Jak zacznę się uśmiechać, to przestają krzyczeć. Najgorsze były początki, bo przecież ja zawsze miałam styczność z ludźmi, byłam wesoła, ale trafiłam z tą pracą na zły okres - bo to śmierć męża - musiałam się przełamać do tych wspólnych zdjęć z ludźmi, do tego, żeby z nimi rozmawiać i się uśmiechać wtedy, kiedy naprawdę nie było mi wesoło. Teraz już jest łatwiej.

- W domu też jest pani Grażynką?

- Wie pan, już po kilku dniach pracy, a było to 27 lipca, były moje urodziny i imieniny, bo mam w jednym dniu, więc poszłam sobie zamówić tort do Familijnej przy dawnym Tesco. Nie spodziewałam się, że ludzie tak zareagują, a byłam prosto z pracy. Była kolejka, więc się ustawiłam, ale spytałam, czy dam radę jeszcze dziś zamówić tort dla mnie. - Ależ oczywiście - usłyszałam. - Niech pani podejdzie. - Nie, postoję - mówię, a byłam z synem. Ale przepuszczają mnie, więc przechodzę do lady, akurat zmęczona byłam. Mówię, że chciałam tort z napisem "Natalia", ale na to oburzyły się ekspedientki, a do nich dołączyli ludzie z kolejki: - Przecież pani nie jest Natalia, tylko Grażynka! To mi oczy wyszły, bo nawet nie wiedziałam, że już o mnie wiedzą w Oławie. - Jaka Grażynka? - mówię. - A pani gdzie chce tego torta? - pytają. - No do pracy - mówię. Jak do pracy, to trzeba z "Grażynką". - Proszę mi zrobić jednak z Natalią, bo to moje imię - mówię z uporem. Po dłuższym przekonywaniu się zrobili mi jednak z napisem "Natalia", ale za cholerę nie chcieli. Tylko Grażynka i Grażynka... Potem podobnie było w Biedronce, tak więc unikam teraz sklepów albo się po pracy od razu przebieram. 

- To wróćmy do pytania, czy w domu bywa pani zołzą peerelowską?

- Nie, absolutnie nie. Ja bardzo kocham dzieci, więc w domu jestem sobą. To raczej sąsiedzi zaczepiają i mówią: - O, nasza gwiazda idzie!

- A kto wymyślił to imię Grażynka?

- Tomek Jurczak mi zaproponował cztery imiona, a potem wszyscy razem ustaliliśmy, że Grażynka jednak najbardziej pasuje do PRL-u. Te inne to była Marysia, Danusia, ale ją już mieliśmy, była też Irena. Powiedzieli ostatecznie, że do mniej najbardziej pasuje jednak Grażynka. I w pracy jestem Grażynką. Ale gdy przychodzą prawdziwe Grażyny, to się cieszą, że ekspedientką jest ich imienniczka.

- A co jest najtrudniejsze w tej pracy?

- Nic nie jest trudne. Jak jest dużo ludzi, to trzeba się nabiegać. Z Danusią też się dobrze dogadujemy, dopasowujemy. Bo ja jestem taka, że to się śmieję, to trochę pokrzyczę, a Danusia miną nadrobi. 

- Znajomi przychodzą?

- Akurat moi wszyscy znajomi już chyba byli. Od razu. A niektórzy nowi znajomi, ci z Tunezji, też się wybierają do muzeum. To Polacy z Gdyni, z Gdańska, z Wrocławia, już w Tunezji zapowiadali, że będą. Niektórzy nawet już byli.

- To chyba miłe...

- Tak, bardzo miłe.

- Ma pani jakieś nowe propozycje zawodowe?

- A wie pan, że kiedyś przyjechał tu taki starszy Polak z Francji, który ma tam sieć restauracji i proponował, żebym pojechała do niego. Miałam być taką twarzą tej sieci, a czasem obsłużyć klientów. 

- I co, zdecydowała się pani?

- Nie, ja tu mam dzieci.

- Podobno oferty matrymonialne też były?

- O Jezu! To już jest tragedia z mężczyznami. Bardzo dużo takich ofert. Nawet z kwiatami bywali.

- I co pani na to?

- Raczej nie ten czas. Odrzucam takie propozycje, ale kwiaty biorę. Jest tylko uśmiech, pośmieję się z nimi, pożartuję. Gdybym tak nie zrobiła, to byłoby nieprofesjonalne, ja tu przecież pracuję, gram tylko rolę, więc swoje muszę robić. Ale nie, aktualnie nie mam żadnego zainteresowania mężczyznami.

- Jak się pani prywatnie podoba muzeum?

- Piękna sprawa. U starszych ludzi wspomnienia wracają. Bardzo dużo ludzi opowiada, że przy takiej syrence to ślub brali, a przy tym innym aucie to robili co innego. A tam to, o Boże, moja pralka! Starsi bardzo to przeżywają, wracają wspomnienia, są emocje, niektórzy płaczą, inni się śmieją, ale wielu starszych bardzo przyjemnie wspomina dawne czasy. Do mnie też przychodzą i czasem pytają, czy jestem atrapą, czy jestem eksponatem. - Bo pani to jest taka typowa sklepowa jak w PRL - mówią. - Ja muszę zrobić pani zdjęcie i dać mamie albo babci.

- Czym pani do pracy przyjeżdża?

- Nie mam prawa jazdy.

- O Matko, w muzeum motoryzacji pracuje, a nie ma pani prawa jazdy?

- No nie mam. Mąż mnie wszędzie woził. Obie z Danusią nie mamy. Podczas gdy ją mąż nadal wozi, ja teraz muszę albo taryfą, albo syn czy córka podwiozą.


Napisz komentarz

Komentarze

Antek 01.12.2024 00:45
Fajnie że coś takiego mamy właśnie w Oławie

Rafa 30.11.2024 20:18
Litości ....

ZASTRZEŻENIE PODMIOTU UPRAWNIONEGO DOTYCZĄCE EKSPLORACJI TEKSTU I DANYCH

Dokonywanie zwielokrotnień w celu eksploracji tekstu i danych, w tym systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji ze strony internetowej tuolawa.pl i publikacji przy użyciu oprogramowania lub innego zautomatyzowanego systemu („screen scraping”/„web scraping”) lub w inny sposób, w szczególności do szkolenia systemów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji (AI), bez wyraźnej zgody wydawcy - RYZA Sp. z o.o. jest niedozwolone. 

Zastrzeżenie to nie ma zastosowania do sytuacji, w których treści, dane lub informacje są wykorzystywane w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe. Szczegółowe informacje na temat zastrzeżenia dostępne są TUTAJ

KOMENTARZE
Autor komentarza: RodzicTreść komentarza: Bo oni chodzą do szkoły , żeby się uczyć a w Sobieskim ciągle trwają zabawy . Zgodnie z powiedzeniem " nie matura a chęć szczera zrobią z ciebie oficera " .Data dodania komentarza: 5.12.2025, 09:29Źródło komentarza: Sobieski dla naszych bezdomniakówAutor komentarza: RedaktorTreść komentarza: "Rzeczą, która budzi zastrzeżenia (...) jest forma nagłośnienia (...). (...) było niezbędne minimum w postaci wzmianki w BIP, stronie internetowej (...), a nawet w gazecie - ale wydaj mi się, że (...) powinno to być znacznie bardziej nagłośnione. Tymczasem zrobiono (...), niezbędne minimum." Dawno już nikt nie wskazał tak dobitnie na nikłą rolę gazety w podawaniu informacji, jej zasięgu i oddziaływania, jak zrobił to "lokalny działacz społeczny, ekolog dla którego bardzo istotna jest ochrona środowiska naturalnego". Pierwszy tego imienia... (a zbieżność danych oraz podobieństwo osoby na zdjęciu z czynnym politykiem KO może być jedynie "przypadkowa..."). Dlaczego inni lokalni politycy (zajmujący się hobbistycznie ekologią), nie dostąpili zaszczytu skomentowania - nie wiadomo. Kabaret w czystej postaci.Data dodania komentarza: 5.12.2025, 09:28Źródło komentarza: Jak zmienił się klimat w Oławie i co nas czekaAutor komentarza: mieszkaniecTreść komentarza: ten pseudo burmistrz nadaję się tylko na zdjęcia i cieszyć tą japę bo tylko to dobrze mu wychodzi.Data dodania komentarza: 5.12.2025, 08:58Źródło komentarza: Sobieski dla naszych bezdomniakówAutor komentarza: ObserwatorTreść komentarza: To miasto nie ma gospodarza, jakby miał odrobinę honoru to podałby się do dymisji i oddał pobrane wynagrodzenie.Data dodania komentarza: 5.12.2025, 07:47Źródło komentarza: Sobieski dla naszych bezdomniakówAutor komentarza: JacekTreść komentarza: Składam należne gratulacje! Dodam, że Rowerem przez Jelcz w ubiegłym roku doceniło talent Wojtka Ganczarka organizując odsłonięcie jego gwiazdy w dębińskiej alei. Gratuluję również rodzicom, którzy wychowali tak zdolnego człowieka! Oboje, przez długie lata związani są ze szkolnictwem. A my? cóż, pozostaje nam cieszyć się, że Wojtek Ganczarek w tak piękny sposób rozsławia nasze miasto!Data dodania komentarza: 5.12.2025, 06:31Źródło komentarza: Wojciech Ganczarek z Grand Prix Festiwalu HumanDOCAutor komentarza: MelomanTreść komentarza: Prawdziwa uczta dla miłośnika muzyki barokowej , wspanialeData dodania komentarza: 5.12.2025, 04:23Źródło komentarza: Wyjątkowy koncert w Sali Rycerskiej
Reklama
NAPISZ DO NAS!

Jeśli masz interesujący temat, który możemy poruszyć lub byłeś(aś) świadkiem ważnego zdarzenia - napisz do nas. Podaj w treści swój adres e-mail lub numer telefonu. Jeżeli formularz Ci nie wystarcza - skontaktuj się z nami.

Reklama
Reklama
Reklama