- Bo to jest moja bardzo długa odpowiedź na to pytanie. Mamy status quo realnych problemów, za chwilę koszty za wywóz i utylizację śmieci będą rosły. My - przepraszam, że powiem to trochę handlowo - wchodzimy z produktem, który wszystkim "robi dobrze". To znaczy pomaga je zutylizować, a w zamian mieć prąd i ogrzewanie. Ale jest jeden warunek, który musi być spełniony. Musi być na to przyzwolenie lokalne, musi być współpraca z miejscową władzą. W czasie tej burzy protestów uświadomiliśmy sobie, że nie mamy ani jednego, ani drugiego. Oczywiście moglibyśmy walczyć, bo racja jest po naszej stronie, ale walka trwałaby dwa lata, a my jako przedsiębiorstwo nie możemy stać w miejscu.
- I naprawdę wcześniej nie wiedzieliście o planach obwodnicy w tym miejscu?
- Nie wiedzieliśmy. Mieliśmy zgodę na tę lokalizację.
- A jak pan rozbroi taki granat - o przebiegu obwodnicy w jakimś sensie decydują politycy, wielu ludzi pisze o tym w internecie, to chyba też wybrzmiało na spotkaniu w Stanowicach, że za waszą lokalizacją lobbowała posłanka Anna Sobolak, a jej mąż jest prezesem Zarządu Spółki Dolina Zielonej Energii. Jak pani poseł mogła nie wiedzieć możliwych lokalizacjach obwodnicy Oławy?
- Czy pani Sobolak nie wiedziała o toczących się rozmowach w sprawie planowanych tras obwodnicy Oławy, to ja nie mam pojęcia. Trzeba zapytać pani poseł. My w Dolinie Zielonej Energii absolutnie nie wiedzieliśmy o tym, bo dostaliśmy pozwolenie na lokalizację naszej inwestycji właśnie w tym miejscu.
- To jaka była rola pani posłanki Sobolak?
- No więc dobrze. Skoro mówi pan o rozbrajaniu granatu, to prawdą jest, iż pani Anna Sobolak, posłanka do Sejmu RP, jest małżonką pana Andrzeja Sobolaka. To żadna tajemnica. Tyle, że z naszego punktu widzenia ten fakt nie ma żadnego znaczenia. Pan Andrzej Sobolak od ponad 20 lat jest ekspertem w dziedzinie utylizacji odpadów i był nim dużo wcześniej, nim jego małżonka została posłanką. Dolina Zielonej Energii jest spółką energetyczną. Znamy się dobrze na energetyce, a nie na utylizacji odpadów. Posiadanie eksperta w tej dziedzinie jest elementem koniecznym, aby nasza inwestycja powstała i spełniała wysokie kryteria jakościowe. Dzięki wysokosprawnym agregatom kogeneracyjnym wytwarzamy jednocześnie energię elektryczną i ciepło. W tym przypadku agregaty mają być zasilane biogazem, który powstaje w wyniku hermetycznej fermentacji odpadów kuchennych. Pan Sobolak odpowiada właśnie za tę część naszego projektu, a nasza współpraca zaczęła się dużo wcześniej niż polityczne zaangażowanie jego żony. Jeśli jego żona lobbuje za tym samym, to ja rozumiem to tak - jest posłanką tego terenu, podziela ideę, że w Polsce mamy 400 biogazowni, a powinno ich powstać 2 tysiące. W Niemczech mają ich 10 tysięcy! Mam nadzieję, że to jest odpowiedź na pańskie pytanie.
- Wróćmy do waszego zaskoczenia protestem i powodów protestu.
- W dużym skrócie powiem tak. Spodziewaliśmy się dyskusji, spotkań. Zanim doszło do jakiejkolwiek rozmowy, dowiadujemy się w urzędzie, że w tym miejscu gmina ma inne plany inwestycyjne. Ludzie przestraszeni wizją rozpowszechnianą w mediach społecznościowych protestują. Wchodzimy do gminy z produktem, który rozwiązuje szereg problemów, jakie ta gmina ma, ale wszystkie strony są przeciw. Aby tworzyć takie inwestycje, potrzebny jest konsensus społeczny i dyskusja na wielu poziomach. Nikt się do nas nigdy w tej sprawie nie zwrócił. Nie dostaliśmy ani jednego zapytania z drugiej strony.
- Co z waszego punktu widzenia poszło nie tak?
- Poszło nie tak to, że zabrakło świadomości, jakie korzyści daje wszystkim taka inwestycja. Zwyciężyły irracjonalne lęki, obawy i myślenie stereotypowe, że jeżeli biogazownia, to zapewne krowy, gnojowica i odpowiednie zapachy. Tę sytuację wykorzystali przeciwnicy, którzy chcą na tym proteście zbudować swój kapitał polityczny lub komuś wbić "szpilę". Dodatkowo potęgowali obawy mieszkańców swoimi spiskowymi teoriami i wizją katastrofy.
- Decyzja sanepidu wskazała jednak na problem odoru. Tego sobie ludzie nie wymyślili, to była opinia z pieczątką sanepidu.
- Jeżeli analizujemy uwagi zgłoszone przez sanepid, to trzeba pójść tą ścieżką do końca. Te wszystkie uwagi nie miały podstaw. Zostały odrzucone jako niezasadne lub nieadekwatne. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że skoro mamy biogazownię i utylizację bioodpadów, to zapewne powstanie odór. To znaczy tylko tyle, że nie była analizowana dokumentacja opisująca hermetyczną technologię, gdzie były pokazane wszystkie zabezpieczenia i system filtrów. Nie ma skali. w której można zmierzyć siłę odoru. Zgłoszenie sanepidu punkt po punkcie zostało rozbrojone jako niezasadne, nie odnoszące się do technologii, jaką chcieliśmy zastosować.
- Ma pan racje, że nie ma czegoś takiego jak skala odoru, bo nie ma odpowiedniego prawa. Ba! Nie ma urządzeń, narzędzi, które by odór mierzyły i mogły stwierdzić, że do tej kreski odór nie jest uciążliwy, a powyżej tej kreski jest. To już kwestia indywidualnego odbioru. To jednak wcale nie znaczy, że problemu odoru nie ma. Ludzie się z nim borykają od lat choćby w miejscowościach, gdzie są farmy trzody chlewnej, także w powiecie oławskim.
- Mówimy jednak o decyzji środowiskowej, a ona jest w pewnym sensie mierzalna... Raport oceny oddziaływania na środowisko nie wykazał żadnych przekroczeń norm.
- Ale nie w kwestii odoru! Ktoś powie, że jest wszystko zgodnie z przepisami i będzie miał rację, bo nie ma przepisów, określających stopień dopuszczalny odoru, więc nie można go prawnie zakwestionować...
- Może zacznę od końca. To ma być instalacja wzorcowa, która powstała w oparciu o technologię istniejącą i stosowaną. Przygotowując projekt Doliny Zielonej Energii odwiedziliśmy kilkanaście biogazowni na terenie Polski i za granicą. Były to biogazownie o różnym charakterze - rolnicze działające przy dużych gospodarstwach hodowli bydła, lub opierające się na fermentacji kiszonki kukurydzianej. Wizytowaliśmy również takie, które można by nazwać ekogazowniami lub biogazowniami komunalnymi. Funkcjonują one w bliskim sąsiedztwie zabudowań i są tak zorganizowane, aby zlikwidować wszystkie uciążliwości, których boją się mieszkańcy. Gdyby pan zapytał człowieka na ulicy, czego się obawia w związku planowaną biogazownią, to usłyszałby pan, że odoru, wzmożonego ruchu ciężarówek i spadku realnej wartości wszystkich nieruchomości w pobliżu. To trzy podstawowe lęki. Zastanawialiśmy się, jak te wszystkie obawy rozwiać. Braliśmy pod uwagę także to, że jesteśmy stąd i gdyby coś poszło nie tak, to przyjdą ludzie pod okna naszego biurowca w Siechnicach i zorganizują protest. Wybrana przez nas technologia, zastosowana już w Alpach austriackich, jest hermetyczna. W Alpach austriackich! A Austria to kraj o wielkiej świadomości ekologicznej, gdzie protestuje się przeciwko wszystkiemu, co zagraża naturze i komfortowi mieszkańców, nie mówiąc już o turystach. Byliśmy tam. W pobliżu mieszkają zadowoleni ludzie, uprawiają pola, jest restauracja...
- Na czym polega hermetyczność tamtejszej biogazowni?
Napisz komentarz
Komentarze