- Dzisiaj przez Stanowice przejeżdżają śmieciarki, które zbierają śmieci z całej okolicy i zwożą je na otwarte składowisko. Tam procesy gnilne powodują powstawanie gazu wysypiskowego, co może grozić eksplozją. Te gazy muszą być neutralizowane. I tyle. Natomiast w Austrii bazuje się na tzw. substracie biodegradowalnym kuchennym, czyli nie wchodzą w grę rzeźnie, nie ma gnojowicy, tylko to, co produkujemy w domu, a w zasadzie co produkują restauracje, bo tego jest najwięcej. Każdy punkt gastronomiczny ma obowiązek składować bioodpady w zamykanych kubłach. Potem przyjeżdżają specjalne auta i zabierają te kubły do biogazowni, gdzie samochód wjeżdża do zamykanej hali. Działające pod ciśnieniem filtry wyciągają wszelki odór, który nie wydostaje się na zewnątrz. Nikt nie gromadzi tych odpadów na pryzmach pod gołym niebem. Kubły są opróżniane do zamkniętych komór fermentacyjnych, co trwa może 15 minut, potem są płukane i czyste wracają do restauracji czy domu. Wszystko to dzieje się w hermetycznej hali, pod ciśnieniem, żaden zapach nie ma prawa się wydostać. Byłem tam, widziałem, sprawdziłem, bo wiedziałem, że nasz projekt ma być wdrażany w miejscu, gdzie mieszkam... Ma być wzorcowy.
- Wejdę panu w słowo. Może w takim razie zabrakło wyjazdu studyjnego dla miejscowych liderów, aby też zobaczyli to wszystko na własne oczy i potem lobbowali wśród swoich sąsiadów?
- Nie zabrakło! Nie mogliśmy tego zrobić przed wydaniem decyzji środowiskowej. Nie mamy nieograniczonego budżetu. Gdyby protest nie był zorganizowany z takim impetem, rozpoczęlibyśmy rozmowy, dyskusje, w tym także wyjazdy studyjne. Wszystko ma swój czas. Gdy ktoś na spotkaniu Rady Gminy zasugerował, żeby zorganizować spotkanie z inwestorem, to było właśnie to, czego oczekiwaliśmy. Myśleliśmy, że porozmawiamy, przedstawimy wszystko... Jak pan widzi, do tego nie doszło - nikt się do nas bezpośrednio nie zwrócił. Nie chcę o tym wszystkim mówić w kategorii porażki Doliny Zielonej Energii, bo to jest porażka i gminy Oława, i Doliny. Jeszcze jedno chciałbym powiedzieć. Architektura naszych obiektów byłaby dostosowane do otoczenia. Nie ma tu wielkich kominów - to miała być nowoczesna, prawie futurystyczna budowa. W planie było zazielenienie tego tak, aby praktycznie z zewnątrz nie było jej widać. Staraliśmy się o dofinansowanie, a z tych środków chcieliśmy dużą część przeznaczyć na akcję promująco-informującą. W planach było stworzenie tam tzw. multimedialnej ścieżki edukacyjnej dla szkół, tam by można było pójść na spacer. Można by tam także stworzyć coś w rodzaju miejsca relaksu, może plac zabaw. W czasie spotkania w Stanowicach wyszedł na środek człowiek i powiedział, że mieszka niedaleko i ze swojego balkonu nie chce czegoś takiego widzieć. Ja go doskonale rozumiem, tylko że nawet nie mieliśmy szansy dotrzeć do niego z informacją, że wszystko miało być przyjazne i estetyczne. Teraz może będzie miał tam obwodnicę miejską.
- Być może z waszego punktu widzenia trzeba było wyprzedzić pewne działania informacyjne?
- Gdyby pan mnie zapytał, co bym zrobił inaczej, to bym musiał się dobrze zastanowić. Nie mam wcale żadnej gotowej odpowiedzi, że trzeba było ruszyć wcześniej... Skoro po drugiej stronie mam ludzi, którzy chcą ugrać coś zupełnie innego, a ja mam dobry produkt dla gminy i dla mieszkańców... Naszą ideą było stworzenie komitetu społecznego. Chcieliśmy do niego zaprosić mieszkańców. Powiedzieć im, żeby byli częścią tej inwestycji, bo ona tak naprawdę ma im służyć. Ona się opłaci też gminie. Dwa miliony złotych podatku rocznie płaconego przez Dolinę - może to jest niewiele, ale jakąś szkołę można by za taką kwotę wyposażyć. Byłyby też miejsca pracy dla kilkunastu osób...
- Co miałbym z tego jako przeciętny Kowalski, mieszkaniec Stanowic?
- To nie powinno być coś w rodzaju targowania się, że skoro obok powstaje nowa stacja benzynowa, to ja będę miał benzynę za darmo. No nie! Ale mogę powiedzieć, że na pewno miałby pan w pierwszej kolejności dostęp do energii odnawialnej, być może do ciepła... Efektem pracy tej biogazowni jest gaz, z którego wytwarza się prąd i ciepło. Ale w drugim rzucie mamy poferment, czyli naturalny nawóz, który w formie suchej lub ciekłej może być stosowany do nawożenia pól. Rolnicy z okolicy otrzymywaliby go za damo przez pierwsze dwa lata. Wiedział pan o tym? No właśnie. Rozmawiamy tu dzisiaj w gazecie, bo nie odbyła się taka rozmowa z mieszkańcami, w ogóle nas do niej nie zaproszono. Zaraz usłyszeliśmy, że jest jakaś spiskowa teoria dziejów, że mamy złe intencje...
- Na spotkaniu usłyszeliśmy też, że na razie nie macie innych planów lokalizacji w gminie Oława ani w powiecie oławskim. Czy prawdą jest, że rozmawiacie w tej chwili o lokalizacji w Gaci?
- To nieprawda. Owszem, ktoś to sugerował, ale nikt takich rozmów nie prowadzi. Nie mamy tam naszej sieci. Teoretycznie Gać mogła być brana pod uwagę na samym początku, ale nie była.
- I nadal nie jest?
- Nie jest. Jeżeli przyjdzie do nas gmina czy przedsiębiorstwo, które zechce z nami współpracować, to możemy rozpocząć takie rozmowy, ale dzisiaj w planach tego nie ma. Zresztą Gać to jest trochę inna bajka. Gać jest zapachowa i będzie taka. My możemy tylko trochę polepszyć sytuację, ale zapach nadal będzie.
- Raczej nie w Gaci, czy na sto procent nie w Gaci?
- Absolutnie nie mamy teraz żadnych planów w tym miejscu.
- Ale inne lokalizacje poza powiatem oławskim macie?
- Mogę bardzo ogólnie powiedzieć, że zaawansowane rozmowy toczą się w tej chwili w dwóch miejscach, a wstępne dodatkowo w trzech innych.
- A może pan powiedzieć gdzie?
- Nie. Obawiamy się tego, że ci, którzy chcieliby coś na tym ugrać, znów ruszyliby do boju.
- Chodzi o Dolny Śląsk?
- Proszę mnie nie naciskać. To są poufne plany firmy. Powiem za to, że jeżeli ten projekt będzie realizowany, to z wielką satysfakcją będziemy państwa informować o postępach. Jak się wtedy zawiąże w gminie Oława komitet, który uzna, że potrzebuje tego rozwiązania, to my nigdy nie zamykamy drzwi na takie kontakty.
- Czy po przykładzie stanowickim zmienicie w tych nowych lokalizacjach sposób komunikacji z mieszkańcami? Czy ten oławski przykład przyda się wam na coś?
- Ależ oczywiście, że się przyda. Z całą pewnością. Generalnie opór mieszkańców nie był dla nas zaskoczeniem. Wiedzieliśmy, że cały proces opowiadania o tym projekcie musi trwać i będzie na pewno trwał. Spodziewaliśmy się oporu, ale że to będzie blitzkrieg? (z niem. - wojna błyskawiczna)
- A jak ten blitzkrieg przetłumaczyłby pan na potrzeby stanowickiego spotkania?
- Porównam to ze strzelaniem z działa artyleryjskiego do much. Ktoś nawet powiedział, że uratował miejscowość w ostatniej chwili... Nie. To nie był ostatni moment. To był pierwszy moment, żeby zacząć otwartą dyskusję. Ktoś, kto tak mówi, nie rozumie idei. Godzi się na to, że jego wyborcy będą dużo więcej płacili za utylizację śmieci, za energię elektryczną i ciepło. Za parę lat powinien stanąć przed nimi twarzą w twarz i powiedzieć im, gdzie jest źródło tak wysokich cen, jakie wtedy będą.
- Skoro lokalizacja w Stanowicach upadła, a nowych w naszym powiecie nie planujecie, to dlaczego aż tak bardzo zależy wam, aby o wszystkim powiedzieć mieszkańcom powiatu oławskiego, bo przecież ta rozmowa jest z pańskiej inicjatywy?
- Nie dano nam wtedy głosu i teraz domagamy się, aby móc powiedzieć, o co tak naprawdę chodzi, jaka była nasza naczelna idea, z którą Dolina Zielonej Energii chciała wejść do Stanowic. Chcę też powiedzieć, że wierzę w ewolucję. Wierzę w zmiany, bo bez nich nie wybudowalibyśmy w Polsce ani jednej autostrady, ani jednej obwodnicy i wielu innych ważnych i potrzebnych projektów. Wierzę, że ta informacja dotrze do tych, którzy jej potrzebują, którzy jej dotąd nie mieli, bądź mieli do tej pory jedynie dezinformację. A tutaj było tej dezinformacji bardzo dużo, jakieś wizje dziesiątków tirów wożących odpady, co jest bzdurą, bo nikt tirami odpadów nie wozi... Jeszcze nie tak dawno mieliśmy w Polsce wielką dyskusję o tym, czy można palić papierosy w miejscach publicznych, w kawiarniach. Wiele osób mówiło wtedy, że jeżeli będzie taki zakaz, to większość kawiarni czy restauracji splajtuje. Dzisiaj nawet wśród palaczy jest pełna zgoda, że restauracja i kłęby dymu to jakiś horror. To jest ewolucja, którą przeszliśmy. W swoim życiu już kilka takich ewolucji mentalnych przeszedłem. Pamiętam niezadowolenie kierowców, których zmuszono do zapinania pasów bezpieczeństwa. Dziś można się tylko uśmiechać. Wierzę też, że ta ewolucja spowoduje, że dotrzemy do momentu, gdy ktoś powie, że energia odnawialna musi być tworzona na naszym terenie i tutaj konsumowana. Przez nas. Bo nam się to opłaca we wszelkich wymiarach. Po prostu wierzę w ewolucję i stąd moja chęć zabrania głosu i wiara, że gmina Oława stanie się kiedyś doliną zielonej energii.
Napisz komentarz
Komentarze