Dziś prowadzi jedną z najlepszych restauracji, ma swój program w TVP i na horyzoncie kolejne kontrakty. Nazywana "Czarodziejką smaku". Dostrzegają ją mistrzowie kuchni ze świata. - Dziś jestem silniejsza, ale nie silna, a chciałabym tę zbroję czasem ściągnąć i powiedzieć "ja już nic nie muszę...". Przeczytajcie całą rozmowę, bo Ania chce przekazać coś bardzo ważnego, szczególnie tym, którzy zwątpili w siebie. Dziękujemy za to spotkanie.
- Program, w którym występujesz to "Gwiazdorska kuchnia Ani", kiedy czekałam na Ciebie, usłyszałam, jak twoi klienci mówili "Tutaj były już chyba wszystkie Polskie gwiazdy". To prawda?
- Odwiedzają nas znani ludzie, bo przez lata pracowałam na planach filmowych. Prowadziłam barobus i wiele osób wtedy mnie poznało. Kiedy odchodziłam z pracy i żegnałam się z nimi, mówiłam, że chciałabym stworzyć własną restaurację i jeśli tylko będą mieli ochotę, to drzwi są otwarte zawsze i dla każdego.
- Stworzyłaś miejsce niezwykłe, udowodniłaś to swoim kulinarnym kunsztem. Gdybyś gotowała na średnim poziomie, to oni by nie wracali. W mediach społecznościowych relacje z pobytu w restauracji pokazują osoby ze świata sportu, muzyki, filmu. Kilka razy była też Magda Gessler, a wiadomo, że nie zje byle czego.
- Magda Gessler przyjechała tutaj ze swoim mężem i bardzo jej się spodobało, a przede wszystkim smakowało. A to dla mnie najważniejsze.
- Gdzie tkwi sekret?
- Żeby być dobrym szefem kuchni, trzeba mieć smak! Zawsze to powtarzam. Jeśli masz smak, to możesz w kuchni wszystko. Dziewczyny, które na co dzień gotują tylko w domach i mają ten smak, to zazwyczaj są naprawdę dobrymi szefami domowej kuchni. Jeśli ktoś nie ma tego smaku, jest kucharzem, to wtedy mamy problem.
- Trzymanie się nawet najlepszego przepisu, wcale nie oznacza, że ugotujesz dobrze. Musi być poczucie smaku?
- Tak, to jest sekret, a druga ważna sprawa, to produkt. Musi być dobrej jakości.
- Podobno zanim osiągnęłaś sukces były krew, pot i łzy. Nie przesadzam?
- Tak było. Praca w barobusie była bardzo wymagająca. Prowadziliśmy catering i zawsze przyjeżdżaliśmy pierwsi, a wyjeżdżaliśmy ostatni.
- O której zaczynaliście? Przed godziną szóstą już musieliście być na planie filmowym?
- Od trzeciej w nocy byliśmy na nogach. Nieraz wyjeżdżałam o drugiej, żeby dojechać na czas. Po drodze miałam zaprzyjaźnione sklepy, piekarnie, które mi otwierały wcześniej, dziewczyny zostawiały pieczywo w koszach. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik.
- Byłaś na najwyższych obrotach non stop?
- Tak, bo to była praca również w weekendy i święta, a zazwyczaj na szóstą godzinę cała ekipa musiała mieć przygotowane ciepłe śniadanie. Niektórzy byli na dietach, mieli alergie, nie jedli mięsa, nabiału itd.
- Kiedyś powiedziałaś, że w tej pracy poznałaś wszystkie diety.
- Tak! Niektórzy aktorzy gotowali razem ze mną, żeby pokazać, jak ma wyglądać ich posiłek. Dla mnie to była prawdziwa szkoła i ja się z tego cieszę. Ta praca dała mi wykształcenie. Przez taką praktykę zdobyłam bezcenną wiedzę, nauczyłam się zawodu. To była bardzo trudna droga, ale dała mi bardzo wiele. Nie żałuję.
- Ile tak pracowałaś?
- Już dokładnie nie pamiętam, ale chyba 8 lat.
- Musiałaś być silna psychicznie i fizycznie, ale w pewnym momencie powiedziałaś stop.
- Stwierdziłam, że muszę zwolnić, popracować na luzie. Nie dawałam już rady, chociaż skrzydeł dodawały mi momenty, kiedy aktorzy mówili wprost, że na planie ma być Ania z barobusem, że nie chcą nikogo innego. To było budujące, ale musiałam odpuścić. Wymyśliłam, że stworzę takie przyjazne, kameralne miejsce.
- Kiedy podjęłaś decyzję?
- Dokładnie pamiętam ten moment. Przyjeżdżali nasi znajomi, z którymi odpoczywaliśmy, robiłam na grillu goloneczkę, kaszaneczkę… I coraz częściej padały propozycje, że chcą tutaj zaprosić rodzinę, żeby zrobić urodziny. Tak się zaczęło. Weszłam w to. W tym miejscu pracowałam, mieszkałam, wychowywałam dzieci. Początki był mega ciężkie, ale tak jak u wszystkich. Nie da się osiągnąć sukcesu bez wyrzeczeń. Mieliśmy jeden mały pokoik, córki miały piętrowe łóżko, ja spałam obok i tak mieszkałam prawie 10 lat, ciężko pracując.
- Niedawno widziałam, jak opublikowałaś nagranie - jedziesz cabrioletem, pięknie wyglądasz, uśmiechasz się, wyglądasz na szczęśliwą. Ale wiem, że to tylko chwila wyrwana z wielu innych, bo ten sukces kosztował cię bardzo dużo.
- Mam takie powiedzenie... Depresja ma bardzo szeroki uśmiech.
- Doświadczyłaś tego?
- Tak. Słuchaj, wiele przeszłam, a do tego doszło wypalenie zawodowe. Depresja dotknęła mnie przez ludzi, którzy mnie oceniali. Za bardzo brałam do siebie, to co mówili. Nie potrafiłam inaczej. Granice, które sobie postawiłam pokazały mi ludzką zawiść, zazdrość, nienawiść. Doświadczyłam tego wszystkiego. Dziś jestem silniejsza, ale nie silna, a chciałabym tę zbroję czasem ściągnąć i powiedzieć "ja już nic nie muszę". Kolega mi powiedział ostatnio: "Ania, ten świat się zmienia", ale to nie świat, to my się zmieniamy... Zauważ, jakim jesteśmy narodem, jak nie szanujemy drugiego człowieka.
- Wiele osób was uwielbia, gratulują sukcesu, ale drugie tyle zazdrości i obrzuca błotem.
- Osiągnęliśmy wszystko ciężką pracą. Nie oceniają nas i nie wypowiadają się tylko ci, którzy wiedzą, jak ciężką drogę trzeba przejść, żeby coś w życiu osiągnąć. Jestem z ulicy Brzeskiej, tam się wychowałam i to była największa szkoła...
- Miałaś ciężkie dzieciństwo?
- Nie było mi łatwo, ale na tej ulicy mieszkali moi przyjaciele, tam są moi koledzy z podwórka. Jednym wyszło, drugim nie... Tam są moje koleżanki i one też mnie ukształtowały. Byliśmy razem. Wychowaliśmy się na ulicy. Części tych ludzi już nie ma, niektórym powinęła się noga, ale są też tacy jak ja. Coś osiągnęli - mają domy, rodziny, pracę. Nie ukrywam tego, że ta ulica w Oławie mnie ukształtowała. Od samego początku chciałam zrobić coś dobrego dla siebie, może właśnie dlatego, że to dzieciństwo było trudne, ale... też było cudowne.
- Są dzieci, które mają wszystko, dosłownie, ale później nie potrafią odnaleźć się w dorosłym życiu.
- Ja miałam odwrotną sytuację. Bardzo trudną. Mama ciężko pracowała w szpitalu, wszystko co było w domu miałam po bracie, nosiłam jego buty, spodnie, książki.
- Akceptowałaś to, rozumiałaś, że tak musi być?
- Powiem ci jedną sytuację. Jechałam pociągiem z koleżanką z ul. Chrobrego, również była z bardzo ubogiej rodziny, chociaż jej mama też się starała, pracowała na kuchni. Jedziemy tym pociągiem i czuję, że palce u stóp po prostu mi odmarzły, zamiast skarpetek miałam rękawiczki, nie miałam nawet skarpetek i myślałam, że nie dam rady dotrzeć do domu. I dlaczego ci to mówię... Chodzi mi, o to, żeby dotrzeć do tych młodych ludzi, którzy nie mają w życiu odpowiedniego startu, nie mają pieniędzy, kogoś, kto mógłby im pomóc. Wydaje im się, że nic nie osiągną, że nie warto próbować. Nikt mi nic nie pokazał, nie mówił co robić. Byłam sama ze sobą, ze swoimi myślami, z całą tą trudną sytuacją. Co mi pomogło? Moja pracowitość! Tylko to!
- Etap, na którym jesteś teraz pokazuje, że brak pieniędzy i trudne warunki w dzieciństwie wcale nie muszą być piętnem. Udowodniłaś, że upór i wiara w siebie potrafią zaprowadzić na szczyt. Masz restaurację, swój program w telewizji i na horyzoncie kolejne kontrakty. Dostrzegają cię ludzie ze świata. Spełniasz swoje marzenia, ale nie wstydzisz się mówić, że walczyłaś z depresją. Myślę, że to bardzo potrzebne, bo pomagasz w ten sposób innym...
- Walczę cały czas, to jest częścią mnie. Nie poddam się, ale wolę mówić o tych dobrych rzeczach, bo to mi pomaga. Codziennie rano jestem wdzięczna, dziękuję za wszystko co mam, za wszystko co mnie w życiu spotkało. Jestem wdzięczna, że mam swojego patrona, którym jest św. Antoni. Mam go w samochodzie, w domu, pilnuje mnie zawsze. Miałam ciężką sytuację, w której dowiedziałam się, że on mnie wybrał. Od tamtej pory powierzam mu wszystkie sprawy i on to wszystko dźwiga.
- Czujesz, że to działa?
- Tak! Ja to wiem. Miałam taki sen, to było trzy lata temu. Miałam bardzo ciężką sytuację rodzinną. Śniło mi się, że jadę rowerem, taka strasznie zmęczona. Widzę nagle cztery białe filary i łóżko, na którym są poduszki. Wszystko tak białe, że aż oślepia. Jest tam mężczyzna z brodą, ubrany na brązowo i mówi „chodź, połóż się, to jest łóżko Jana Pawła II. Ja jestem Ojciec Pio, zostaw to nam. Połóż się, a my się wszystkim zajmiemy, odpocznij”. Obudziłam się. Zaczęłam szukać w internecie, jak wyglądał Ojciec Pio i zamurowało mnie… Zobaczyłam zdjęcie, wyglądał identycznie, jak w moim śnie. Zadzwoniłam do brata, opowiedziałam wszystko, aż się popłakał. Później skontaktowałam się z zaprzyjaźnionym księdzem i stwierdził „Aniu, poczytaj o tym, musisz pojechać na grób Ojca Pio, bo jeśli ci się pokazuje, to znaczy, że chce, żebyś mu przywiozła, powierzyła to, co masz w sobie, to co się dzieje w twoim życiu...
Cały wywiad do przeczytania na profilu facebookowym Miasto Oława https://www.facebook.com/UrzadMiastaOlawa







Napisz komentarz
Komentarze