- Człowieka o ogromnej kulturze osobistej. O wielkiej szarmanckości wobec ludzi, a szczególnie wobec kobiet. O wielkim sercu do dzieci. O wielkiej cierpliwości do uczniów. O wielkim zaangażowaniu w życie klubu piłkarskiego. O wielkiej wiedzy przekazywanej swoim podopiecznym. Swoje życie dzielił pomiędzy rodzinę, szkołę i piłkę nożną. Jego wnuczka Frania była jego ogromną radością i szczęściem - zawsze stanowiła najważniejsze miejsce w jego sercu. Szkoła i piłka zawsze walczyły o to drugie... Sam podkreślał, że jest uzależniony od piłki. Kochał jazdę na rowerze. Często widywany był na meczach siatkówki. Ostatnie miesiące poświęcił swojej 2,5-letniej prawnuczce Frani, której oddawał mnóstwo czasu. Uwielbiał się z nią bawić i przebywać. Kiedy w 1996 roku "Wiadomości Oławskie" zorganizowały pierwszy w historii plebiscyt na najpopularniejszego trenera, zwyciężył z ogromną przewagą. Gdy wszedł na scenę, był bardzo wzruszony, może nawet lekko zszokowany. Ze swoją wrodzoną skromnością i pokorą w głosie podziękował wszystkim. Nienawidził lenistwa. Mówił, że to największa choroba na świecie. Jego największą sportową miłością był "Moto-Jelcz" Oława, którego barw bronił zarówno jako piłkarz, jak i trener. Część swojej kariery szkoleniowej spędził w "Sokole" Marcinkowice. To właśnie z tym klubem odnosił największe sukcesy na przełomie XX wieku. Pasja do sportu wiejskiego była jego "konikiem". Kochał być wśród ludzi i za to był kochany. Potrafił sobie zjednać każdego. Każdy go cenił za otwartość i szczerość. Był po prostu mentorem. Gdziekolwiek się pojawiał, wzbudzał szacunek i sympatię. Do Oławy trafił w 1963 roku, gdzie od 1 września rozpoczął pracę w Liceum Ogólnokształcącym imienia Jana III Sobieskiego. Spędził w niej 27 lat. W okresie od 1978 do 1981 zawiesił pracę w LO, bo zaproponowano mu pracę w II-ligowym "Moto-Jelczu" Oława na stanowisku pierwszego trenera. Jednak po tym okresie wrócił do ogólniaka, gdzie kontynuował swoją pracę aż do listopada 1990 roku, kiedy przeszedł na emeryturę. Potem skupił się na pracy z młodzieżą w MJO. Był czas, że prowadził trzy drużyny w tym samym czasie – i wszystkie one odnosiły sukcesy. Takim był trenerem. Takim był człowiekiem. Straciliśmy Wielkiego Trenera, Człowieka. Żegnaj, Profesorze!
Dawid Dobrucki







Napisz komentarz
Komentarze