- Faktycznie tak było. Dostałam z sześć wiadomości, jeśli nie więcej, w których dziewczyny pisały, że po przeczytaniu mojego posta już są zapisane na badania albo zaraz dzwonią, by się zapisać. Pytały mnie nawet, jakie badania najlepiej wykonać i gdzie. To jest sukces! Wcześniej bardzo się wahałam, bo nikt nie wiedział, nikomu nie mówiłam, nie przyznawałam się, ale teraz nie żałuję, że to napisałam. Gdy dowiedziałam się o diagnozie, dostałam od przyjaciela artykuł o ultrabiegaczce z Polski, która biega z rakiem, kończy maratony, wygrywa je. Czytając to, że ona biega po tych wszystkich chemiach, i u mnie pojawiła się nadzieja. Okazało się, że są ludzie, którzy z taką diagnozą biegają. I to był ten pierwszy moment, kiedy uznałam, że nie muszę z biegania rezygnować, że może to się jeszcze jakoś poskłada, pogodzi. Obserwuję teraz kilka dziewczyn na Instagramie, onkobiegaczek, jak o sobie mówią. Na trzeci dzień po chemii idą na trening biegowy. Wtedy sobie pomyślałam, że opiszę swoją historię, bo komuś też może to dać nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone, że jeszcze można biegać.
- Onkobiegaczki?
- Jeszcze nigdy tak o sobie nie mówiłam, ale tak, no chyba ja też jestem już tą onkobiegczaką.
- Jako osoba dobrze poukładana, bo tak wynika z tego, co pani mówi, jest pewnie jakiś plan na to, co dalej. Czy podwójna Korona była szczytem i teraz można usiąść na kanapie, czy w planach jednak są kolejne biegi?
- W Koronie osiągnęłam wszystko, więc te półmaratony na pewno zostawiam. Jestem teraz po ściągnięciu szwów i wracam do regularnych treningów. Na przyszły rok mam plan, aby przebiec pierwszy maraton w życiu. Jestem już nawet zapisana do losowania miejsc w Berlinie, ale myślę też o tym, aby pierwszy maraton zrobić w kwietniu w Polsce. Kraków albo Łódź.

Z mężem na Biegu Sylwestrowym w Jelczu-Laskowicach
- Chce Pani tylko je zaliczyć, czy coś więcej?
- Ważne, żeby ukończyć, ale też nie przetruchtać, tylko przebiec. Aby czas był w miarę dobry.
- Reprezentuje Pani jakiś klub biegacza?
- Biegam pod opieką trenera biegowego w klubie "Dąbrowski Team" z Siechnic, jesteśmy drużyną biegaczy z całej Polski, także z Oławy.
- Gdzie można Panią spotkać na lokalnych trasach biegowych?
- Na stadionie miejskim w Oławie, na Agrafce za Odrą, w Parku Miejskim, na wałach, na Miasteczku...
- Jeśli więc ktoś zobaczy wysoką blondynkę na trasie, niech pomacha, bo to może być Pani.
- Oczywiście. Uczestniczę w lokalnych biegach typu Bieg Koguta, Zimnar czy Bieg Sylwestrowy w Jelczu-Laskowicach, gdzie biegniemy razem z dziećmi dla zabawy, w przebraniach, już szykuję strój.
- Zaczęła pani biegać dość późno, bo wieku 33 lat...
- Dlaczego? Mijając biegaczy widziałam, że oni są tacy.... zadowoleni, szczęśliwi. Tak ich odbierałam - jako zadowolonych ludzi. To ja też chcę spróbować - mówię. Pamiętam, że wysłałam męża do Lidla po pierwsze buty biegowe dla mnie. Ciuchy jakieś w domu były, bo chodziłam wcześniej na aerobik. I spróbowałam. Najpierw pierwsze dwa kilometry...
- Ile trzeba było przebiec, aby zrozumieć, skąd się brało to zadowolenie biegaczy?
- Szybko zrozumiałam, że nie chodzi tu o starty w zawodach, o rezultaty. Już gdy wychodzę na trening, to w głowie odpoczywam. I o to chodzi przede wszystkim. Biegnąc na przykład z Oławy chodnikiem w stronę Stanowic, ze słuchawkami w uszach, odpoczywam. Fizycznie się męczę, nogi pracują, ale głowa odpoczywa. Szybko zrozumiałem, że to o to chodzi. A te starty, gdzie mierzymy czasy, to tylko dodatkowy bonus z biegania. Wiadomo, chce się być coraz lepszym... Bieganie stało się naszym sposobem na życie. Od biegu do biegu. Cały nasz rodzinny kalendarz bywa uzależniony od startów w biegach. One w dużym stopniu organizują życie rodziny i cieszę się, że to nasza wspólna pasja, ale znajdujemy też czas na inne aktywności. Lubimy chodzić po górach z dziewczynami i psem. Ćwiczymy całą rodziną crossfit w Synergia CrossCamp Oława. Nie wspomniałam wcześniej o tym, ale parę miesięcy temu zaczęłam uczyć się pływać, bo... mam zamiar w przyszłości ukończyć też triathlon.
- Życzymy, aby to się udało, jednak te dwie operacja to nie koniec choroby...
- Tak, to był dopiero pierwszy etap leczenia. Już wiem, że czeka mnie kolejny...

*
Poruszający wpis Kingi w mediach społecznościowych w kilka dni zebrał kilkaset polubień. Warto przeczytać cały:
Nie planowałam, że ten rok przyniesie mi taką lekcję życia.
1 września przeszłam mastektomię podskórną z usunięciem wszystkich pachowych węzłów chłonnych w prawej ręce.
Kilka tygodni później kolejną operację, żeby dociąć fragment skóry, w którym pozostały jeszcze komórki nowotworowe.
Tak, zachorowałam na raka piersi.
Zdrowa, aktywna, niepaląca, biegająca dziewczyna - ja.
A jednak.
Choroba przyszła nagle, ale nie odebrała mi tego, kim jestem.
W czasie leczenia, które nadal trwa, ukończyłam Koronę Półmaratonów Polskich:
Bieg nr 1-6 Jeszcze nie wiem, że jestem chora, walczę o jak najlepsze czasy na trasach.
Bieg nr 7 Już wiem, że coś jest... Jestem po biopsji, ale szczegółową diagnozę dostanę jutro.
Bieg nr 8 Jestem trzy tygodnie po operacji, truchtam, maszeruje, pilnuję ręki, ćwiczę ją po drodze, jest trudno, walczę o zmieszczenie się w limicie czasu.
Bieg nr 9 Cztery tygodnie po, sytuacja jak wyżej.
Bieg nr 10 Ostatni, jest niedziela, w czwartek miałam drugą operacje, kolejną narkozę. Ale znowu truchtam i maszeruje, nie jest łatwo, ale docieram do mety i kończę cały cykl.
Jestem jedyną kobietą w tym roku, która zdobywa Koronę Półmaratonów Polskich zaliczając wszystkie 10 startów.
Nie poddałam się.
Nie z przekory - z miłości do życia.
Dziś jestem silniejsza, spokojniejsza, wdzięczna. Za każdy dzień, za każdy oddech, za każde "nie dam rady", które okazało się kłamstwem.
Nie każdy dzień jest dobry, jest też ból, lęk i łzy. Ale też wdzięczność, wsparcie i poczucie, że wciąż mogę więcej niż myślałam.
Przede mną jeszcze dalsze leczenie, ale wiem jedno - rak nie odbiera siły ani marzeń.
Do tej pory nie mówiłam o chorobie, ale dziś wiem, że mówienie o tym ma sens.
Jeżeli choć jedna osoba po tym poście pójdzie się przebadać, to będzie mój kolejny sukces.
Życie po takiej diagnozie, w trakcie leczenia wciąż może być piękne, mocne i pełne biegu.
Tego biegu nie planowałam, ale biegnę dalej. Choroba nie zabrała mi siły. Pokazała jak dużo jej mam.

Z mężem







Napisz komentarz
Komentarze