Zarząd PKS Oława nie przygotował i nie przedstawił radnym programu ratowania firmy. Zdaniem przedstawiciela związku zawodowego "Sierpień 80", już w ubiegłym roku zarząd wiedział o trudnej sytuacji stacji obsługi i całego przedsiębiorstwa, ale nic z tym nie zrobił i nadal nie robi. - Jeżeli my, radni bierzemy udział w zarządzaniu firmą, to jest źle, bo od tego jest zarząd - mówił przewodniczący Rady Powiatu Józef Hołyński na wspólnym posiedzeniu komisji RP w sprawie sytuacji finansowej PKS Oława, 23 września. - Firma ma poważne kłopoty finansowe. Prezes mówi, to, co mówi, bo co chłop może mówić. Zarząd i Rada Nadzorcza PKS muszą przyjąć program ratowania firmy, bo niedługo już nie będzie z czego ratować. W przeciwnym razie trzeba się zastanowić nad sprzedażą akcji tej firmy.
Związkowiec Marek Pasierbski mówił, że poświęcił temu przedsiębiorstwu 40 lat życia, kiedyś była to firma nr 1 w Polsce. Teraz w serwisie MAN pracuje 30 pracowników, od których wymaga się, aby wypracowali zysk 500 tys. zł miesięcznie. Nie są w stanie tego zrobić (wcześniej w serwisie pracowało 60 mechaników).- Przy takim poziomie zatrudnienia nie wypracujemy więcej niż 300 tys. zł. Klienci odchodzą od nas, gdy muszą czekać na naprawę 3 dni. Z tym, co mamy, nie damy rady i mówiłem to prezesowi wielokrotnie. Prezes Erwin Monastyrski wie, że jest problem z serwisem MAN, bo firma stawia wymagania, którym ciężko jest sprostać, a współpraca z MAN-em nie przynosi wyraźnego dochodu. Na pytanie, co robi zarząd (wzmocniony niedawno przez Agnieszkę Cieplik), prezes mówił o oszczędnościach kosztowych (na pracownikach), likwidacji kursów, redukcjach etatów i planowanym audycie w serwisie.
Więcej - w kolejnym papierowym wydaniu "GP-WO"
(MON)
Napisz komentarz
Komentarze