Zbyszek musiał jeszcze szybko wyrobić paszport. Udało mu się to załatwić w ekspresowym czasie. Gdy go odbierał, urzędnik, który wydawał dokument, przypomniał mu, że "swoim zachowaniem będzie reprezentował w Bułgarii całą Polskę, a przed redaktorem Polskiego Radia i innymi laureatami - Oławę". - Odebrałem to raczej jako stwierdzenie pół żartem, pół serio - wspomina Zbyszek. - Nie czułem odpowiedzialności, a ekscytację przygodę, którą miałem przeżyć.
Pilnujcie dziewczyn i... arbuzów
Przed wyjazdem cała trzynastka musiała przymierzyć i dobrać buty, podarowane przez firmę Sofix - jednego z nielicznych sponsorów w tamtych czasach. Innym była Legia Warszawa, która obdarowała uczestników koszulkami i spodenkami firmy Adidas. To były piękne stroje, ale oni nie mogli z nich korzystać do woli. Henryk Sytner trzymał je tylko na specjalne okazje i nie pozwalał młodzieży w nich chodzić. Wszystko przez sesję sponsorską na plaży, zaplanowaną na końcówkę wyprawy, w trakcie której stroje musiały wyglądać jak nowe. Tak naprawdę Sytner najchętniej pozwoliłby im w nich paradować od pierwszego do ostatniego dnia. Miał jednak obowiązki wobec Legii, których nie mógł przeskoczyć.
Nadszedł czas wyprawy. Rowery poleciały do Bułgarii niezabezpieczone, osobnym samolotem. Zbyszek i Waldek jeździli na passatach, czyli kultowych rometowskich kolarzówkach. Daleko im było do tych, na których jeździli kolarze w Wyścigu Pokoju, ale mimo wszystko były to kolarzówki. Uczestnicy jeździli na różnych rowerach, od wykorzystywanych tylko do dojeżdżania do szkoły lub pracy, po wyścigowe bicykle.
Bułgaria przywitała trzynastkę nerwowo i nieprzyjaźnie. Nikt jednak nie przejmował się wygiętą przerzutką i kilkoma zniszczonymi szprychami. Przed lotniskiem czekał autobus do Primorska, a w głowie była już tylko wizja przygody życia.
Napisz komentarz
Komentarze