- To była świadoma decyzja. Kiedy mama umierała, obiecałam jej, że dla niej będę biegała do końca życia i nie zmienię nazwiska.
- Całe życie chcesz "jechać" na nazwisku mamy?
- To nie tak. Chcę je zachować ze względu na pamięć mamy. Gdy jestem na przykład w Portugalii na maratonie, po haśle "Szlachetka" ludzie do mnie przychodzą, kojarzą, pamiętają. Mama wciąż żyje w tym nazwisku. Dla mnie to ważne. Podobnie jak samo bieganie. Mama zawsze wiedziała, że będę biegała, choć zaraz po jej śmierci załamałam się. Teraz mam 29 lat, a mama umarła, gdy miałam 21. Wcześniej byłam dumna, że moja mama jest taka pracowita, a mój tata dobrze zajmował się domem, nami. Nawet nauczył się gotować i dał radę. Nigdy się nie buntowałam przeciw rodzicom. Byłam z nich dumna, że potrafili nas finansowo zabezpieczyć, że niczego nam nie brakowało. Po śmierci mamy jednak się zbuntowałam. Zamknęłam się w sobie, byłam samotna, chciałam przerwać studia, miałam pretensje do Tego, który jest nade mną, w górze, że ją zabrał, że za szybko, że dobrych ludzi zbiera, a źli zostają. Mama miała nie tylko siłę mięśni, ale i siłę wewnętrzną, uśmiech - to był wulkan energii. A ja czerpałam z niego. Gdy tego zabrakło, było ciężko.
Rozmowa w całości w najnowszym wydaniu "Powiatowej" - w sprzedaży również on-line: http://www.egazety.pl/ryza/e-wydanie-gazeta-powiatowa-wiadomosci-olawskie.html
Napisz komentarz
Komentarze