Przez lata Danuta R. słyszała wiele plotek na temat zbrodni miłoszyckiej, nawet takie, że to oni są zamieszani w śmierć Małgosi, że to jej mąż zrobił. - Tak w oczy to nikt nie powie, ale ludzie gadali, że zatarliśmy ślady, bo wyremontowaliśmy kuchnię letnią, ale żadnego remontu u nas nie było przez lata - tłumaczyła Danuta R. - Słyszałam, że w Nowy Rok malowaliśmy kuchnię. A to taki mróz był! Takie plotki były, ale to nieprawda, bo nie malowaliśmy. Remontu też przez lata nie robiliśmy.
Danuta R. nie zauważyła także, aby tamtej nocy czy później w starej kuchni letniej czy w stodole ktokolwiek obcy przebywał czy coś zostawiał.
Świadek opowiadała też o problemach z rodzicami Małgosi. - Matka po miesiącu, może później, wkopała sobie u nas krzyż, bez pozwolenia, ale niech sobie będzie - mówiła Danuta R. - Od czasu do czasu przyjeżdżali. Wchodzili bez naszej zgody na podwórko, sami, od strony ogrodu, palili znicze. Jednego razu mąż mówi do ojca Małgosi:
- Co ty, człowieku, robisz?! Tu słoma wystaje, spalisz ją!.
- Ta stodoła i tak będzie spalona - usłyszał.
- To powiedz mi kiedy, może się ubezpieczę i zarobię...
- Ty hieno! Tu moje życie zostało!
Od słowa do słowa zaczęła się sprzeczka, doszło do scysji.
- Obaj się wyzywali - zeznawała świadek. - Potem przyjechał policjant, coś spisał i przyszło wezwanie na komendę w Oławie. Ale mąż był w Niemczech, więc dzwoniłam, żeby przyjechał. Dostał jakąś karę, chyba 500 złotych. Zgodził się zapłacić, żeby było jak najszybciej.
Z nocy sylwestrowej zapamiętała to samo, co córka, zeznająca wcześniej. Gdy po wystrzeleniu fajerwerków wracali do domu, spotkali na podwórku nieznanego mężczyznę (dziś wiemy, że to był Ireneusz M.) - Nic nie mówiąc minął nas i wszedł na podwórko, zabrał skądś wódkę i poszedł na dyskotekę. Moja córka coś do niego mówiła. Widziałam go pierwszy raz. Mąż był zdziwiony, że ktoś nieznany wchodził na podwórko i coś zabierał.
Napisz komentarz
Komentarze