- W latach 80. jeździł po Oławie mały berliet, wykonany na podwoziu żuka, w całości wykonany przez mojego nieżyjącego już tatę - opisywała niezwykły pojazd Elżbieta Lisiecka, której tato przez pół wieku związany był z Jelczem. Był inżynierem i sam skonstruował ten ciekawy pojazd. - Może kiedyś uda mi się go odzyskać albo tylko zobaczyć... - mówiła córka. - To moje marzenie. Z góry dziękuję...
I posypały się komentarze:
- Pamiętam ten pojazd i jego twórcę - napisała Dorota.
- Auto pamiętam. Ciekawe co się z nim stało? - dopytywał Piotr.
- To była pierwsza połowa lat 70., duży entuzjazm i nadzieje ludzi, do czego Wielu nie chce się teraz przyznać. Widać, że temu Panu dusza skrzypcami grała. Pojazd kilkukrotnie widziałem na żywo - dorzucił Hieronim.
- Piękna historia - oceniła Janina. - Wierzę, że się odnajdzie...
Do akcji wkroczyli znajomi i nieznajomi, wreszcie ktoś rzucił, że pomoże Wojciech Połomski, znawca jelczańskich pojazdów, autor kilku książek na ten temat. Skontaktowano się z nim, ale w sieci poszukiwania wciąż trwały. Do skutku.
Dwa dni później wzruszona Elżbieta Lisiecka udostępniła zdjęcie odnalezionego samochodu i komentarz:
- Mam to od wczoraj... Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
To niesamowita historia, którą specjalnie dla nas opisze wkrótce na łamach "Gazety Powiatowej" Wojciech Połomski. I na pewno wielu zaskoczy. Bo to wcale nie było podwozie żuka. Poznamy wiele interesujących faktów z przeszłości tego auta, ale wiemy, że pojazd może mieć przed sobą jeszcze bardzo ciekawą... przyszłość.
Tekst Wojciecha Połomskiego już wkrótce - nie przegapcie.
Napisz komentarz
Komentarze