- Kochani, proszę Was o pomoc - zaapelowała 28 listopada jego żona Dorota. - Dnia 26 listopada około południa Janusz Rudyk wyszedł z domu w Bystrzycy i do tej pory nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie ma przy sobie żadnych dokumentów, a telefon nie odpowiada. Jeśli ktoś miał z nim kontakt lub widział go w tym czasie, proszę o kontakt prywatny, bądź numer telefonu 713030543, lub bezpośrednio na policję. Liczę na waszą pomoc.
Do dzisiaj nic się nie zmieniło. Owszem, były sygnały telefoniczne od różnych ludzi, ale wszystkie okazały się fałszywe.
- W dalszym ciągu nie mamy więc żadnego punktu zaczepienia - mówi pani Dorota. - Tego 26 listopada był w domu w kotłowni i zniknął, nawet nie wiemy, kiedy wyszedł. Nikt go w okolicy nie widział, nie wiemy, w którą stronę poszedł, jak był ubrany. Spodnie, buty to tak, miał, ale jego kurtki wiszą w domu, więc nie znamy wierzchniego okrycia. Po zgłoszeniu policja objechała okolicę z synem, była też w Lubszy, gdzie jest dom rodzinny męża, sprawdzali na poboczu, bo może zasłabł, może w tamtą stronę szedł, ale bez efektu. Mąż teraz nigdzie nie wychodził, bo w poniedziałek dopiero przyjechał z Niemiec, z pracy, a w piątek już zaginął. Sprawdzaliśmy też po znajomych, ale nikt nawet nie wiedział, że on jest teraz w Polsce.
Wczoraj zadzwonił do Bystrzycy kolega pana Janusza (z Niemiec) z informacją, że o wpół do piątej rano jego telefon na chwilę był aktywny.
- Jak się do kogoś dzwoni, a telefon jest nieaktywny, to gdy się ponownie zaloguje, przychodzi esemes, że telefon obecnie jest aktywny - mówi syn pani Doroty. - I taki esemes przyszedł, ale gdy kolega ponownie zadzwonił, telefon już nie działał.
Napisz komentarz
Komentarze