Tu, przy ulicy Polnej, jeszcze parę dni temu mogłaby wisieć karteczka z napisem "Zaraz wracam", bo przecież święty Jan Nepomucen tylko na chwilę opuścił Ratowice, by poddać się koniecznej renowacji.
*
O tym, że w ogóle jest, mieszkańcy, którzy po II wojnie światowej przybyli tu głównie ze wschodu, wiedzieli. Świadomość tego, że jest cennym zabytkiem, przyjedzie zapewne teraz, gdy odnowiona figura świętego wróci na swoje miejsce, czyli na posesję państwa Żukowskich w Ratowicach.
Po wojnie figura Jana Nepomucena było zniszczona, rozczłonkowana, a jej kawałków trzeba było szukać po drugiej stronie drogi, w rowie. Żadna instytucja się nim nie interesowała, więc ludzie wzięli sprawy w swoje ręce - skompletowali całość i święty znów stanął przy Polnej, by służyć już nie niemieckim, a polskim mieszkańcom tej wsi.
- Niektóre elementy jednak trzeba było dorobić - mówi Jakub Żukowski, właściciel posesji, na której stoi figura. - Na przykład dłoń miał odlaną z ołowiu.
- Jeden z mieszkańców ulicy Polnej pracował w Czernicy w odlewni, gdzie miał do czynienia z odpowiednimi materiałami, więc dorobił świętemu rękę tak, jak potrafił - dorzuca Władysława (Dzidka) Żukowska. - Gdy kupiliśmy tę działkę, nikt się nas nie pytał, czy chcemy tę figurę czy nie. Po prostu była na posesji.
Jej mąż Roman pod koniec swojego życia zainteresował się kolorową figurą świętego. Kolorową, bo powojenni mieszkańcy Ratowic, wychowani w nieco innej kulturze niż dotychczasowi obywatele tej wsi, postanowili dać świętemu barwy i pomalowali go farbami. Żeby nie był szaro-bury, żeby komża lśniła bielą, a sutanna czernią. Jak w życiu.
Gdy okazało się, że ratowicka figura oficjalnie nie istnieje w żadnym katalogu zabytkowych dzieł sztuki, Roman Żukowski w 2011 roku zgłosił jej istnienie wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków.
- Mąż wiedział, że to jest zabytek i szkoda byłoby, gdyby zniknął... - mówi Władysława Żukowska...
*
To tylko fragment tekstu, który za tydzień ukaże się w "Gazecie Powiatowej" - nie przegapcie.
*
Napisz komentarz
Komentarze