- MEVA, czyli co?
- Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza, która specjalizuje się w poszukiwaniach osób zaginionych za pomocą dronów, ale nie tylko.
- Jak jeszcze?
- Szukamy też zaginionych w sposób tradycyjny, czyli wędrując na nogach. Część z nas ma szkolenia nawigatorskie, które wykorzystywane są np. w poszukiwaniach na zasadzie tzw. "szybkiej trójki"
- Czyli?
- Metod przeszukiwania terenu, na którym prawdopodobnie może się znajdować zaginiona osoba, jest kilka. Najbardziej popularna to tyraliera, czyli ludzie ustawiają się w niewielkiej odległości od siebie, idą w jednej linii i sprawdzają teren. "Szybka trójka" to metoda opracowana przez GOPR. Polega na tym, że obszar, który trzeba przeczesać, jest dzielony na mniejsze sektory, a ratownicy na trzyosobowe zespoły przydzielane do konkretnych sektorów. Jedna osoba w każdej trójce pełni rolę nawigatora, ma urządzenie GPS, co pozwala na elastyczny wybór trasy poszukiwań. Warto podkreślić, że wszystkie akcje poszukiwawcze odbywają się we współpracy ze służbami mundurowymi czyli policją, strażą pożarną, strażą miejską i innymi, którzy uczestniczą w danej akcji poszukiwawczej. My działamy na zasadzie zawartego z nimi porozumienia.
- Jesteście elementem numeru alarmowego 112?
- Nie. Akcjami poszukiwawczymi dowodzi policja. I to policja - dyżurny lub dowodzący akcją - dzwoni na nasz numer alarmowy i wzywa do akcji, gdy uzna, że potrzebna jest nasza pomoc. Nasz numer alarmowy odbiera sekretarz Patryk i informuje pozostałych. Zbieramy się w siedzibie, zabieramy sprzęt i jedziemy na akcję. Działamy trochę na zasadzie Ochotniczych Straży Pożarnych, tylko w naszym przypadku zamiast syreny alarmowej, która wzywa druhów do akcji, jest telefon od Patryka. Tak jak strażacy ochotnicy my też pracujemy zawodowo, więc nie każdy z nas zawsze może brać udział w akcji, ale nasz telefon jest włączony przez 24 godziny na dobę i jesteśmy gotowi na każde wezwanie, choć czasem w okrojonym składzie. Większość akcji poszukiwawczych odbywa się jednak w nocy albo późnym wieczorem, więc paradoksalnie łatwiej nam jest wtedy o dyspozycję, bo zwykle jesteśmy już po pracy.
- Jak służby mundurowe zareagowały na waszą ofertę pomocy i współpracy?
- Oni na nas czekali (śmiech ). A tak poważnie, to chętnie przyjęli naszą propozycję, bo to dodatkowe ręce do pracy, bardzo potrzebne zwłaszcza przy takich ciężkich i wymagających zaangażowania dużej liczby ludzi akcjach jak poszukiwanie osób zaginionych. Nie jest tajemnicą, że w naszej policji brakuje ludzi, więc... Tak, chętnie przyjęli naszą propozycję współpracy. Sam pomysł utworzenia grupy "MEVY" to był nasz pomysł. To my z własnej inicjatywy założyliśmy stowarzyszenie i poinformowaliśmy służby mundurowe, w pierwszej kolejności policję, o swoim istnieniu i chęci pomocy. Powiedzieliśmy, jaki mamy sprzęt, przeszkolenie, uprawnienia. Oławska policja, ale też inne służby, nie mają takiego sprzętu do poszukiwań jak my. A mamy na wyposażeniu kilkanaście różnych dronów, których używamy w zależności od sytuacji i potrzeby. Taki sprzęt jak jeden z naszych największych dronów, najlepiej przystosowanych do akcji poszukiwawczych, ma Komenda Wojewódzka KPP, więc by go ściągnąć do akcji potrzebny jest czas i przeszkoleni do tego ludzie, a wiadomo, że ich czas pracy jest ograniczony. Reasumując - to chyba nic dziwnego, że policja, ale też inne służby mundurowe chętnie przyjęli naszą propozycję pomocy.
- Skąd się wziął pomysł utworzenia takiego stowarzyszenia?
- Trzon naszej grupy to Patryk, Szymon i Dawid. Spotkaliśmy się w maju minionego roku na szkoleniu w Karwi, które organizowała lokalna straż pożarna. Dotyczyło wykorzystywania dronów poszukiwawczo-ratowniczych do poszukiwań ludzi, czym już wcześniej zajmowali się Patryk, który zawodowo robi to od lat, i Dawid, który pracuje w oławskiej Straży Miejskiej, gdzie też lata dronem. Przed szkoleniem znali się tylko z widzenia. W Karwi poznali się bliżej i okazało się, że obaj chcieliby, aby na terenie powiatu oławskiego powstała grupa poszukiwawcza, która będzie wykorzystywała do tego drony. Wiedzieliśmy, że takiej organizacji w powiecie oławskim, a nawet w okolicy, nie ma, a potrzeby i możliwości są. Strażacy z Karwi zaprosili nas też do udziału w międzynarodowych manewrach poszukiwawczo ratowniczych, we współpracy ze służbami mundurowymi. Te manewry utwierdziły nas w przekonaniu, że drony naprawdę dobrze się sprawdzają w takich akcjach, więc... warto być pionierem tego typu działalności w naszym regionie, zwłaszcza że większość z nas ma wymagane uprawnienia do latania dronami i jesteśmy dyplomowanymi pilotami oraz instruktorami.
- Od początku zakładaliście, że będzie to działalność charytatywna?
- Tak. Większość członków naszego stowarzyszenia to starzy harcerze. Bieganie po lesie w trudnych warunkach, pierwsza pomoc, pokonywanie wyzwań i trudności z pasji, a nie dla pieniędzy, gdzieś tam w nas była od dawna. Gdy okazało się, że mamy wspólny cel i możliwości, to jakoś tak naturalnie wyszło, że zakładamy stowarzyszenie non profit, by pomagać, a nie czerpać z tego korzyści finansowe. Zrobiliśmy zebranie. Zaprosiliśmy jeszcze kilka osób, które znamy i wiemy, że podzielają nasze zainteresowania. Tak powstała GPR MEVA. Początkowo było to osiem osób, później przyjęliśmy dwie kolejne i mamy nadzieję, że to nie koniec.
- Rekrutacja trwa?
- Cały czas, więc jeżeli ktoś ma chęci do działania non profit, do zarywanie nocek i działania w niedogodnych terminach w trudnych warunkach, nie boi się zimna, deszczu czy komarów, ma dużo samozaparcia i poczucie misji, to... zapraszamy. Jednym słowem szukamy ludzi z profilem harcerskim, dla których niesienie pomocy jest przyjemnością, a nie poczuciem obowiązku. I - co ważne - taki ktoś musi być pełnoletni.
- A umiejętności i szkolenia?
- Motywacja jest czynnikiem najważniejszym. Jeżeli to jest, innych rzeczy można się nauczyć. Można przejść szkolenie u nas lub z robić to na własną rękę i do nas dołączyć. Oczywiście mile widziane jest, jeżeli ktoś ma już uprawnienia na drony, umie je serwisować, naprawiać, ma zdolności informatyczne, ale też zna zasady udzielania pierwszej pomocy, ma zdolności psychologiczne, umie rozmawiać z ludźmi itp. Nie są to jednak wymagania konieczne. Jak mówiliśmy, jeżeli się chce, wszystkiego można się nauczyć. Nasze stowarzyszenie jest małe, więc zależy nam też na tym, aby nasi członkowie nie zamykali się w jednej konkretnej specjalizacji, a raczej byli wszechstronni.
- Sprzęt, którym dysponujecie i wykorzystujecie w akcjach poszukiwawczych, jest waszą własnością?
- Tak, wszystko jest nasze. Nasz sprzęt, nasze samochody, którymi jedziemy na akcję, nasze paliwo, nasze ubrania itd. Nikt nas nie finansuje i wszystko, co mamy, całe wyposażenie, także naszej siedziby, jest naszą własnością. Jedynie lokal, w którym mieści się nasza siedziba, użytkujemy i otrzymaliśmy bezpłatnie od miasta Oława, za co oczywiście bardzo jesteśmy wdzięczni i dziękujemy.
- Charytatywna działalność i wykorzystywanie do tego własnego sprzętu, który nie jest tani, a przy takich akcjach mocno narażony na zniszczenie, to rzadko spotykana w dzisiejszych czasach postawa. Skąd w was tyle bezinteresownego dobra?
- (Uśmiechy). Samo uczestnictwo w akcji i świadomość tego, że robimy coś dla dobra ogółu, naszej lokalnej społeczności, daje dużo satysfakcji. Druga sprawa - skoro już ten sprzęt mamy z racji wykonywanych zawodów, to miło jest, gdy przy jego użyciu możemy też pomóc. Wiadomo, że ryzyko uszkodzenia tego sprzętu zawsze jest, ale jeżeli się o niego dba, to jest wielorazowy. Braliśmy już udział w wielu akcjach i jeszcze nie zdarzyło nam się mieć jednorazowego drona (śmiech). Poza tym, jak już mówiliśmy, prawie w każdym z nas płynie krew harcerza, więc pieniądze to nie jest najważniejsza sprawa.
- Drony, których używacie w akcjach, to nie są "zabawki do nagrywania wakacyjnych filmów"?
- Nie, ale takie filmy też można nimi nagrywać (śmiech). To sprzęt wyposażony w dodatkowe funkcje, które pomagają przy poszukiwaniu ludzi, np. w kamery termowizyjne. Największe, którymi latamy, to drony DJI Matrice 30T. Można nimi latać w trudnych warunkach jak silny wiatr czy deszcz. Dzięki takim dronom jesteśmy w stanie szybko przeszukać duży obszar, dużo szybciej, niż zrobiliby to ludzie idąc po ziemi, i namierzyć np. nieprzytomnego człowieka, który leży w polu kukurydzy. Idąc nawet w szybkiej trójce taką osobę trudno jest znaleźć, tymczasem przy pomocy drona można to zrobić nawet nie wchodząc na pole. Kiedyś prowadziliśmy taką akcję w Jaczkowicach. Dwoma dronami oblecieliśmy wyznaczone pola w ciągu godziny. Ludziom zajęłoby to cztery godziny, więc - jak widać - udało się zaoszczędzić sporo czasu, a są sytuacje, kiedy ten czas jest na wagę złota.
- W lipcu GPR MEVA skończyła rok. W ilu akcjach w tym czasie wzięliście udział?







Napisz komentarz
Komentarze