- Każdy wie, jakim wspaniałym człowiekiem i trenerem był Pan Isel - czytamy na profilu KS Moto-Jelcz. - Każdy z nas ma swoje wspomnienia na temat tego szkoleniowca. Na teraz przypominamy tylko, że najpierw był piłkarzem, potem asystentem, a następnie pierwszym trenerem. Prowadził MJO w II lidze. Był także wychowawcą wielu pokoleń piłkarzy nie tylko z Oławy, ale i okolic. Oławska piłka straciła wielkiego człowieka, wychowawcę i trenera.

Przypominamy rozmowę ze Zbigniewem Iselem, którą w 2011 roku przeprowadził z nim Jacek Polasz:
*
- Szerokim echem w lokalnym środowisku sportowym rozeszła się informacja, że Zbigniew Isel ostatecznie zakończył karierę trenerską. Od kilku lat pan już o tym mówił, ale zawsze wracał do pracy z młodzieżą.
- Moja przygoda ze sportem rozpoczęła się w 1962 roku. Do końca grudnia ubiegłego roku, kiedy zrezygnowałem z dalszej pracy trenerskiej, minęło 48 lat, czyli prawie pół wieku. Wydaje mi się, że nadszedł czas, abym mógł spokojnie stanąć z panem redaktorem przy ogrodzeniu boiska i podyskutować o rozgrywanym pojedynku. Każdy prowadzony mecz to dodatkowy stres, a 48 lat życia w ciągłym stresie, to chyba wystarczy.
- Jak rozpoczęła się pana przygoda ze sportem?
- W 1959 roku podjąłem studia na Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, bo tak nazywała się wówczas obecna Akademia Wychowania Fizycznego. Zajęcia z piłki nożnej prowadził oławianin Mieczysław Jednoróg, dziś już nieżyjący. To on powołał mnie do drużyny na akademickie mistrzostwa Wrocławia. Był to rok 1960. Wygraliśmy je i w kolejnym roku pojechaliśmy do Gdańska na akademickie mistrzostwa Polski. Tam również byliśmy najlepsi. W tym samym roku trener Jednoróg otrzymał propozycję prowadzenia A-klasowego Kolejarza Legnica. Tego klubu już dawno nie ma, ale pamiętam jak motocyklem SHL jeździłem z trenerem dwa razy w tygodniu na treningi. Tam grałem jeden sezon. W 1962 roku, będąc na trzecim roku studiów, trener Jednoróg zaproponował mi przejście wraz z nim do Moto-Jelcza, który miał prowadzić. Obaj przenieśliśmy się do Oławy i grałem w A-klasowym Moto-Jelczu. Wówczas był inny system rozgrywek. Była I i II liga oraz ligi okręgowe, a nie było III i IV ligi. Mistrzowie lig okręgowych grali baraże o wejście do II ligi. Po roku awansowaliśmy do ligi okręgowej. Skończyłem studia i podjąłem pracę w oławskim Liceum Ogólnokształcącym, jako nauczyciel wychowania fizycznego. Poznałem swoją przyszłą żonę i w tym samym roku pobraliśmy się.
- Nie jest pan rodowitym oławianinem?
- Pochodzę z Żar, ale urodziłem się Dziewiętnikach koło Lwowa. Mając 6 lat, przyjechałem w 1946 roku wraz rodziną na Ziemie Odzyskane. W Żarach spędziłem młodość, a w 1959 roku rozpocząłem studia we Wrocławiu.
- A jak dalej przebiegała pana kariera piłkarska?
- W 1963 roku grałem w lidze okręgowej oraz rozpocząłem trenowanie trampkarzy. Moja przygoda z piłką nożną, jako zawodnika, bo trudno to nazwać karierą, zakończyła się w 1967 roku. Potem trenowałem zaplecze Moto-Jelcza, a w 1978 przyjąłem propozycję prowadzenia zespołu w II lidze. Wspólnie ze Zdzisławem Nabiałczykiem, który był moim asystentem, przez trzy lata prowadziliśmy seniorów Moto-Jelcza. W pierwszym sezonie zajęliśmy szóste miejsce, co jest największym osiągnięciem oławskiej drużyny, dziewiąte w drugim, a w trzecim zaliczyliśmy spadek z II ligi. Wówczas stanąłem przed wyborem. Jeździć po całej Polsce ze "szczoteczką do zębów" i walizką, czy zostać w Oławie? Mając trójkę dzieci, postanowiłem zostać na miejscu. Wróciłem do pracy w szkole, bo na czas trenowania w II lidze byłem urlopowany. Od 1981 do 1997 roku byłem trenerem drużyn młodzieżowych oraz oławskiej rezerwy.
- Ale prowadził też pan lokalne drużyny z niższych klas...
- W 1993 roku podjąłem pracę w Sokole Marcinkowice, za namową prezesa Jerzego Krawca. Awansowaliśmy z klasy "B" do "A", a w następnym sezonie do klasy okręgowej. W tamtym czasie prowadziłem dwa zespoły - Sokoła oraz rezerwę Moto-Jelcza. Oba miały grać w "okręgówce", więc musiałem dokonać wyboru. Zrezygnowałem z pracy w Oławie, a w Marcinkowicach trenowałem do 2001 roku. Drużynę przejął po mnie Waldemar Wójcicki. Okres pracy w Sokole należał do najlepszych w mojej karierze. Stworzyła się tam zaangażowana grupa działaczy i piłkarzy. To wszystko było spontaniczne, ale wiedziałem, że na nich mogę zawsze polegać. Wspaniale współpracowało mi się z Franciszkiem Lelonkiewiczem i Karolem Osiką i z ich żonami oraz z nieocenionym Zdzisławem Misiem. W kolejnych latach trenowałem Burzę Bystrzyca, Rzemieślnika Oława oraz młodzików i trampkarzy Stal-Fox Bystrzyca, bo w MKS Oława nie było dla mnie miejsca. W sierpniu 2007 roku prezes Jerzy Woźniak zaproponował mi pracę z drużyną juniorów młodszych w lidze dolnośląskiej. Pracowałem z tym zespołem dwa lata, a później byłem koordynatorem grup młodzieżowych i prowadziłem grupy żaków i orlików. Wspaniałe układała mi się współpraca z ich rodzicami, którzy byli bardzo zaangażowani. Z końcem listopada 2010 roku skończyła mi się umowa, postanowiłem "zawiesić gwizdek na kołku" i obserwować mecze z trybuny. Na boisku spędziłem 48 lat, to prawie 2/3 życia. Całe moje życie zawodowe poświęciłem swojej pasji - sportowi.
- Jako nauczyciel i wychowawca był pan widoczny w różnych zawodach sportowych, jako prowadzący drużyny lub organizator.
- Na szkolnych lekcjach wychowania fizycznego nie ma wąskiej specjalizacji w danej dyscyplinie, tylko prowadzi się różne zajęcia. Nie pamiętam, w którym to było roku, ale miałem silną drużynę piłki ręcznej i wygraliśmy mistrzostwo województwa w kategorii szkół średnich. Jestem miłośnikiem piłki nożnej, ale można mnie zobaczyć na każdych zawodach, jeżeli ktoś potrzebuje mojej pomocy w sędziowaniu lub organizacji zawodów. Lubię przebywać wśród młodzieży.
- Wspomniał pan, że najlepszy okres trenerski to był pobyt w Sokole Marcinkowice. A jak pan ocenia sytuację i pracę w oławskim klubie pod rządami różnych prezesów?
- To trudne pytanie. Pod względem finansowym dawny Moto-Jelcz miał o wiele łatwiej niż obecnie. Sponsorem był duży zakład przemysłowy. Wszystkie wydatki klubu szły w koszty zakładu. Zawodnicy byli zatrudnieni na dobrze płatnych stanowiskach, choć rzeczywiście nie pracowali w zakładzie. Po przemianach ustrojowych działacze Moto-Jelcza pojechali do Sobiesława Zasady, który przejął Jelczańskie Zakłady Samochodowe. Od niego usłyszeli, że on nie jest zainteresowany klubem, który powinien teraz sam troszczyć się o swoje sprawy. Zmieniły się realia finansowe. Niedawny prezes MKS Oława Jerzy Woźniak miał ambitne plany co do klubu. Chciał w krótkim czasie zrobić wielką piłkę w Oławie, ale bez zabezpieczenia finansowego. Klub utracił płynność finansową i tak się skończyły marzenia Woźniaka o drugiej lidze. Gdy usłyszałem, że klub ma zadłużenie w wysokości 360 tys. złotych, to włos mi się zjeżył na głowie. Obecnie sytuacja jest inna - bardziej klarowna. Miasto przekazuje dotację do OCKF, który płaci pensje trenerom, opłaca też sędziów oraz transport. Trenerzy mogą zajmować się pracą, a nie zamartwiać się, kiedy i czy w ogóle otrzymają wypłaty. Nowy prezes Witold Niemirowski podpisuje ugody z wierzycielami i spłaca wcześniejsze długi klubu. W ten sposób unika się sytuacji, że piłkarze nie grają i tracą punkty.
- Od kilku lat polscy kibice żyją aferą korupcyjną w polskiej piłce. Czy pan, jako piłkarz, a później trener, był świadkiem sprzedawania lub kupowania meczów w oławskim klubie?
- Ten problem znam, ale za moich czasów w klubie nie było korupcji. To powinno być ostatecznie wyplenione. Mam nadzieję, że dzięki pracy wrocławskiej prokuratury, już wkrótce o korupcji w polskiej piłce będziemy mówili tylko w czasie przeszłym. W tej chwili wątpię, by pojawił się ktoś, kto odważy się przekupić sędziego lub zawodników.
- Spędził pan prawie pół wieku w oławskim klubie. Kogo z wychowanków najbardziej pan ceni?
- W latach sześćdziesiątych karierę zrobił mój kolega Adam Tokarz, który był w kadrze narodowej "B". Jedynym obecnie wychowankiem MKS Oława, który ma za sobą występ w zespole kadry narodowej, jest Janusz Gancarczyk, występujący teraz w Polonii Warszawa. Jego brat Marek był przed kontuzją podstawowym zawodnikiem Śląska Wrocław. Wcześniej karierę w I lidze zrobili Krzysztof Konon i Waldemar Żelasko. Wielkim talentem jest Konrad Forenc, zawodnik Zagłębia Lubin, który jest kadrowiczem reprezentacji U-19.
- A jak pan ocenia obecne roczniki młodzieżowe w MKS Oława?
- Takiego wysypu dobrych piłkarzy w naszym klubie już dawno nie było. Nieźle zapowiadającym się piłkarzem jest Dominik Wejerowski, podobnie Dawid Babij. Wyróżnić chcę także Kamila Szczepaniaka, a na pewno karierę mają przed sobą Arkadiusz Synówka i Mateusz Gancarczyk. Dobrym piłkarzem powinien być też Mateusz Pietrzycki, a z młodszych roczników muszę wyróżnić Kamila Dołgana, który robi błyskawiczne postępy. Jest jeszcze lewonożny Patryk Kozina. Duże postępy zrobili również Jakub Skorłutowski i Patryk Domagalski. Oni mają szansę w krótkim czasie znaleźć się w kadrze pierwszego zespołu. W młodszej grupie wiekowej świetną pracę szkoleniową wykonuje Roman Płachta i należy mu się miejsce w pierwszej trójce na zakończenie sezonu. Przynoszą efekty organizowane przez niego obozy letnie w Lubiatowie, a teraz ma też być obóz zimowy w Głuchołazach. W drużynie Romka jest kilku wartościowych graczy - Dawid Moćkun, Dominik Bajsarowicz, waleczny Marcin Musiał i Paweł Kohut. Mamy teraz w klubie doświadczony sztab trenerski - od Sebastiana Sobczaka, przez Józefa Szczepaniaka, Romana Płachtę, Mieczysława Haśkiewicza - po najmłodszych: Piotra Kluzka i Jakuba Kalinowskiego. Wszyscy posiadają dużą wiedzę merytoryczną, doświadczenie i dobry warsztat trenerski.
- Czyli jest pan spokojny o przyszłość oławskiej piłki nożnej?
- Tak, jestem spokojny, że ci trenerzy zagwarantują naszemu klubowi utrzymanie się w swoich klasach rozgrywkowych.
- Czy pana wnukowie poszli w ślady dziadka?
- Żaden nie wybrał piłki nożnej, ale wszyscy uprawiają sport wyczynowo lub rekreacyjnie. Najstarszy Jakub trenuje lekkoatletykę w Śląsku Wrocław i specjalizuje się w skoku w dal. Jego brat Kamil trenuje siatkówkę w juniorach Młodzika Bystrzyca. Najwyższy z moich wnuków - dwumetrowy Bartek - jest uczniem siatkarskiej klasy sportowej w Częstochowie i gra w drugoligowym Delic-Polu Częstochowa. Najmłodszy Tomek mieszka w Słupsku i uprawia sport rekreacyjnie.
- Co by pan zmienił w swojej karierze sportowej, gdyby miał taką możliwość?
- Gdybym stanął jeszcze raz przed wyborem swojej drogi życiowej, to bym ją idealnie skopiował. Niczego nie żałuję w swoim życiu sportowym.
- Dziękuję za rozmowę i za czas poświęcony dla rozwoju oławskiego sportu oraz życzę panu obcowania ze sportem, ale już bez stresu.
- Pozdrawiam wszystkich czytelników "GP-WO", a szczególnie miłośników sportu...







Napisz komentarz
Komentarze