Echa naszych publikacji
W nawiązaniu do publikacji Krzysztofa Trybulskiego "Hieny grasują na Zwierzynieckiej"("GP-WO" nr 32/2015) przedstawiam Czytelnikom gazety swoją historię - ku przestrodze i ...nauce
Któregoś pięknego letniego popołudnia, w dniu "Zlotu pojazdów zabytkowych", pojechałem z córką na przejażdżkę rowerową. Po obejrzeniu pięknych starych samochodów, postanowiliśmy odwiedzić naszych bliskich zmarłych, spoczywających na cmentarzu przy ulicy Zwierzynieckiej.
Po przybyciu na miejsce ze zgrozą zobaczyliśmy, że zniknęły ozdobne mosiężne łańcuchy, okalające nasz rodzinny grobowiec. Próbowano również odkręcić mosiężne uchwyty z pokrywy grobowca. Natychmiast pojechałem na policję, aby zgłosić kradzież. Funkcjonariusz zapytał, jaka jest wartość skradzionych łańcuchów? Zorientowałem się, że chce mnie spławić, bo ileż mogą być warte jakieś tam łańcuchy, i to jeszcze z grobowca? Powiedziałem, że na pewno ponad pięćset złotych (później się okazało, że to ok. 1200 zł).
Cóż było robić, trzeba przyjąć zgłoszenie natręta, ale nie - jest jeszcze jedna szansa, żeby go zniechęcić: - Może pan zgłosić kradzież, ale musi pan poczekać ze dwie godziny, bo policjant, który się tym zajmie, jest na zdarzeniu - usłyszałem od dyżurnego funkcjonariusza oławskiej KPP. Domyślając się, że przecież i tak nie zostaną natychmiast odwołani z urlopów wszyscy policjanci w powiecie oławskim, żeby szukać moich (właściwie już nie moich) łańcuchów, zapytałem tylko, czy mogę przyjść następnego dnia, w poniedziałek, żeby złożyć zawiadomienie? Zostałem poinformowany, że owszem, w godzinach od 8.00 do 16.00. Tak więc zrobiłem, ale znowu nie miałem szczęścia, bo policjanci byli zajęci innymi sprawami. Zostawiłem swój numer telefonu i poprosiłem, żeby funkcjonariusz zadzwonił, kiedy będzie miał czas, by mnie wysłuchać i przyjąć zawiadomienie o przestępstwie. Policjant faktycznie zadzwonił, ale wtedy akurat byłem we Wrocławiu. Gdy wróciłem do Oławy, od razu pojechałem na komendę. Musiałem oczywiście odczekać swoje na korytarzu, najpierw długo wyjaśniając dyżurnemu przez domofon, przy obcych osobach, także czekających na obsłużenie, po co przyszedłem. Taka sytuacja dla wielu ludzi, którzy muszą mówić głośno przy postronnych osobach, nierzadko o trudnych lub nawet dramatycznych sprawach, jest po prostu upokarzająca! Niechcący byłem świadkiem składanej skargi przez ojca, któremu była żona nie pozwala spotykać się ze swoim dzieckiem. On również musiał opowiedzieć swoją historię przez domofon panu dyżurnemu, który nie wszystko słyszał, bo co chwilę ktoś wchodził lub wychodził, a drzwi w korytarzu strasznie skrzypiały...
W końcu jednak przyszedł po mnie bardzo sympatyczny pan policjant. Szybko spisał moje zawiadomienie i poprosił, żebym przyniósł jeszcze tylko zdjęcia z miejsca kradzieży oraz fotki lub rysunki skradzionych łańcuchów, a także wycenę wartości tychże przedmiotów. Poczułem się jak prawdziwy detektyw! Po przesłuchaniu pojechałem na miejsce przestępstwa i obfotografowałem wszystko. Potem szybciutko wywołałem zdjęcia i załatwiłem też wycenę rzeczoznawcy. Po dwóch dniach zaniosłem dumny wszystko na komendę, gdzie najpierw ponownie musiałem opowiedzieć przez domofon swoją historię dyżurnemu, a w odzewie usłyszałem: - Proszę czekać!
Po pewnym czasie okazało się, że moją sprawę prowadzi już inny funkcjonariusz. Zostawiłem mu wszystkie zgromadzone materiały i mniej więcej po miesiącu dostałem pismo, że policja wszczęła postępowanie w sprawie. Teraz czekam na następny list z oławskiej KPP, mniej więcej takiej treści: - W związku z niewykryciem sprawcy, sprawa kradzieży łańcuchów została umorzona.
Droga Redakcjo! Może bym nie pisał tego listu do Was, ale wczoraj moja mama, która choruje na serce, pojechała na cmentarz i zobaczyła, że znowu ktoś ukradł kolejny łańcuch z naszego rodzinnego grobowca. Wygląda na to, że złodziej po prostu przychodzi sobie co jakiś czas i odcina kawałek po kawałku...
Myślę, że jeżeli nasze służby będą w taki sposób działały, to złodzieje jak już ukradną wszystkie metalowe przedmioty, to zaczną rozkopywać groby, bo może jakiś złoty ząbek lub obrączka się trafi. Byle nie droższa niż 400 zł, bo wtedy na pewno policja da złodziejom spokój.
Jutro idę znów do KPP, aby zgłosić kradzież. Apeluję do wszystkich Czytelników "GP-WO", aby nie zniechęcali się, jeżeli ktoś ukradł kwiaty lub znicz z grobu. Zgłaszajcie to na policję lub do Straży Miejskiej - może jak spadnie wykrywalność, to się ktoś tym zajmie. Jeżeli policja założyłaby sobie teczkę "Kradzieże na cmentarzu" i wpisywała wszystkie skradzione znicze, kwiaty czy elementy metalowe, to myślę, że kwoty byłyby naprawdę poważne i może wtedy zaczęto by ścigać złodziei oraz tych, którzy kupują te skradzione przedmioty? Jeżeli ktoś przynosi do skupu złomu połamany metalowy krzyż lub metalowe fragmenty nagrobków albo litery, to kupujący zapewne wie, że sprzedający nie znalazł tego w koszu na śmieci, razem z puszkami po piwie...
Właściciele punktów skupu metali kolorowych powinni się głęboko zastanowić, czy warto współpracować z hienami cmentarnymi i nakręcać ten proceder? Każdy z nas ma przecież kogoś bliskiego, który jest pochowany na jakimś cmentarzu i idąc tam, wypowiada słowa: - Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie...
Dariusz Kluka
Napisz komentarz
Komentarze