120 zł za śniadanie i ani grama wstydu. Tak je pokolenie, które nie ma na wkład własny
Kiedyś śniadanie to była buła z szynką, herbata z cukrem i ruszamy w miasto. Dziś? Śniadanie to wydarzenie. To misa granoli z jogurtem kokosowym, owocami sezonowymi (a jak nie sezon, to i tak muszą być), do tego bajgiel z łososiem, avocado z ekologicznego źródła i – uwaga – flat white z mlekiem owsianym z mikroplantacji pod Neapolem. I cyk, 120 zł poszło zanim zdążyłeś powiedzieć „smacznego”. Ale nikt nie krzywi się z bólu portfela. Wręcz przeciwnie – ludzie się tym chwalą. Pokolenie, które nie ma na wkład własny do mieszkania, śniadania traktuje jak inwestycję. W siebie, w swoje samopoczucie, w styl życia. Bo skoro nie możemy mieć 50 metrów kwadratowych w kredycie, to chociaż niech będzie 50 cm kwadratowych tostów francuskich z ricottą i konfiturą różaną.
15.04.2025 10:26
1