Każda pracownica miała swoje miejsce, o które dbała. Na głowie obowiązkowo nosiła chustę. Codziennie w czasie swojej szychty (czas pracy) potrafiła zrobić kilkadziesiąt sztuk cygar. Gotowe leżały na blacie, przy którym pracowała. Dopiero o 17.00 zanosiła je do brygadzistki, która je oceniała. Gdy były źle zrobione, trzeba było je po godzinach pracy poprawić. Brygadzistka codziennie w specjalnym zeszycie zapisywała liczbę zrobionych danego dnia cygar. Następnie szła do specjalnego pomieszczenia (za salą roboczą na piętrze), w którym każde cygaro pudrowała zapachowym proszkiem. To było ważne, ponieważ wygląd i zapach świadczyły o jakości cygara. Ponadto klient po zapachu mógł wybrać sobie odpowiednie do swojego smaku cygaro.
Mieszkaniec Bystrzycy, Władysław Herba, mieszkający przy ul. Lipowej, naprzeciw miejsca, gdzie niegdyś stała jedna z fabryk cygar (dziś są tam stare szklarnie) przypomina sobie, że gdy był chłopcem, razem z kolegami znajdowali na terenie starej fabryki drewniane formy, z wgłębieniem na końcówkę cygara. Dziś nie ma już nic z dawnej tytoniowej historii Bystrzycy. Nie wiemy, jaki kształt miały cygara, jaki smak czy zapach. Nie mamy etykiety z pudełka "naszych" cygar, ani banderoli, jakimi zapewne oklejano.
Jerzy Kamiński
Cykl powstał przy pomocy Centrum Informacji o Bystrzycy, prowadzonego przez Renatę Windysz w szkolnej bibliotece.
Napisz komentarz
Komentarze