Mężczyzna miał wówczas 28 lat i ciekawe plany na życie, które, niestety, przerwał mu bezwzględny los. - Pojechałem motocyklem po paliwo na stację w Karczynie, gdyż chciałem na święta odwiedzić moją narzeczoną. Pogoda była piękna, jak na grudniowy dzień. Cały czas świeciło słońce, a ja jechałem przepisowo. Na samą stację nie udało mi się dotrzeć. Uległem poważnemu wypadkowi, którego okoliczności nie pamiętam. Obudziłem się dopiero po kilku dniach w szpitalu - mówi mieszkaniec gminy Kondratowice.
Zdarzenie to mocno poruszyło lokalną społeczność. W intencji Mateusza odprawiono Mszę św. w Karczynie, modlono się za niego w domach. Jego życie było wtedy w rękach lekarzy i Boga. Mijały dni i rosła nadzieja. Aż w końcu po wszystkich operacjach i kilku dniach Mateusz wrócił do żywych. - Po przebudzeniu nie czułem ręki z powodu uszkodzenia splotu ramiennego. Do tego miałem odrutowaną całą nogę, gdyż doznałem otwartego złamania kolana. Usłyszałem wtedy, że zaraz po tym, jak trafiłem śmigłowcem do szpitala, lekarze dawali mi jedynie 5% szans na przeżycie. Utrzymywali mnie w stanie śpiączki farmakologicznej, twierdząc, że obudzę się najwcześniej po kilku miesiącach. Z powodu krwawienia wewnętrznego usunięto mi śledzionę i groziło mi też usunięcie nerki. Doznałem też złamania dolnej części mostka, lewej łopatki, trzonu obojczyka, a także uszkodziłem splot barkowy - kontynuuje Mateusz.
Po przebudzeniu mieszkaniec Maleszowa przeszedł kolejny szereg skomplikowanych operacji. Złożono mu m. in. obojczyk, a także kość udową. Niestety, po tej operacji Mateusz aż do teraz nie może jej zginać, ani też prostować. Metal założony podczas stabilizacji kości znajduje się tak blisko stawu, że blokuje ruch. Utrudnia to normalne chodzenie, gdyż wiąże się z ogromnym bólem i dyskomfortem. - W późniejszym etapie, po 5 miesiącach, miałem operację splotu ramiennego z pobraniem i przeszczepieniem nerwu łydkowego, aby odzyskać sprawność ręki - dodaje.
Napisz komentarz
Komentarze