Ja mam życia trzy. Jedno to takie, które trwało od pierwszego urodzenia, do wieku lat szesnastu. Drugie to takie, które kończy się z wiekiem moich 55 lat. Trzecim żyję teraz. To najlepsze z moich żyć. Kocham je bardzo i chciałabym nim żyć jeszcze długo, a przynajmniej tyle, by czuć się dla siebie satysfakcjonująco "czynna". Bo ja taka "nieczynna" byłam. Choroba zabrała mi "czynność" siebie na długie lata i chociaż wiem, że epilepsja jest częścią mojej tożsamości, cieszę się ogromnie, że zdecydowała się pozostać głównie przeszłością, zwracając mi na teraz moją "czynność" z powrotem.
Moje pierwsze życie toczyło się torem zwyczajności, ale w rodzinie o tajemnicy. Moi rodzice bardzo się kochali. Cała ich miłość natomiast wiła się wokoło tajemnicy, którą jako dzieci wszyscy we trójkę czuliśmy i której konsekwencje naznaczyły każde z nas na swój sposób. Moi rodzice mianowicie kochali się na przekór światu, ponieważ sami byli blisko ze sobą spokrewnieni. Całe życie nieśli ze sobą ciężar tej tajemnicy oraz implikacje swojej decyzji. Z trójki dzieci, które mieli, dwoje miało epilepsję, a trzecia przekazała pełną manifestację choroby swojemu dziecku. To ogromnie trudne doświadczenie i jedno z naszej trójki go nie udźwignęło. Rodzice również zapłacili swoją cenę za tę miłość, bo żyli z tabu, a wyparcie mamy było czasem tak duże, że potrafiła mi powiedzieć: - Jak wymyśliłaś sobie chorobę to teraz sobie z nią radź! Wiem, że nas kochała i wierzyła na swój naiwny sposób, że jak zamknie oczy to "tego" nie będzie. Było. Choroba została u mnie zdiagnozowana, gdy miałam 16 lat i od samego początku stygmatyzowała mnie na każdym kroku. Byłam młoda, chciałam być częścią społeczności, chodzić na tańce, mieć chłopaka, żyć życiem nastolatki - takim, jakim żyły inne dziewczyny koło mnie. Nie było to możliwe! Z jednej strony społecznie mnie wykluczano ze względu na chorobę, z drugiej strony ja sama wykluczałam siebie, bo nie chciałam "narażać" innych na obcowanie z chorobą. Ta podwójna stygmatyzacja powodowała, że zapadałam się głębiej i głębiej w moje drugie życie... Historię Heleny Cieśli przeczytasz w całości w e-wydaniu gazety: DOSTĘPNE TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze