Pan Adrian, zaniepokojony kleszczem u dziecka, parę dni temu odwiedził nocą oławski szpital, gdzie jednak nie uzyskał spodziewanej pomocy. Jak relacjonuje pan Adrian, lekarz (podobno nawet pozwolił zrobić panu Adrianowi zdjęcie i i wyraził zgodę na pokazanie wizerunku) podczas nocnego dyżuru "nie odrywając nosa od pasjansa stawianego na komputerze, odesłał nas do domu z kleszczem w nodze, mogącym wywołać zapalenie opon mózgowych, bez jakiejkolwiek choćby próby pozbycia się z nogi insekta". Tymczasem pan Adrian przeczytał na stronach NFZ, że lekarz nie powinien tak się zachować. Znalazł tam informację - tu cytujemy - że "w przypadku znalezienia na skórze kleszcza (o siebie lub dziecka) możemy spróbować usunąć go sami albo udać się po pomoc medyczną do przychodni podstawowej opieki zdrowotnej lub ambulatorium nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Zarówno gabinety lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, jak i ambulatoria, są wyposażone w podstawowe narzędzia pozwalające na usunięcie pasożyta i zdezynfekowanie śladu po ukąszeniu".
O sprawie poinformowaliśmy 23 czerwca doktora Jakuba Wilczyńskiego, kierownika nocnej i świątecznej pomocy w naszym szpitalu. Zapytaliśmy, jak sprawa opisana przez pana Adriana wyglądała z drugiej strony i czy lekarz dyżurny zachował się prawidłowo, a także co w nocy powinni zrobi rodzice, gdy zauważą, że ich dziecko jest ukąszone przez kleszcza, a rumień powiększa się. Doktor Wilczyński obiecał, że wkrótce otrzymamy taką odpowiedź. Oczywiście opublikujemy ją.
Napisz komentarz
Komentarze