- Co Was napędza? Oławskie Niedziele trwają już od roku, a Wy wciąż macie siłę i nowe pomysły...
Małgorzata Kwaśniewska: - Mnie napędzają ludzie, napędza Oława i to, że mamy konkretny wpływ na to, co się dzieje w naszym mieście. I robimy to dobrze!
Alicja Igielska: - Nas napędzają te same rzeczy, choć czasami różnie, bo temperamenty mamy różne. Na pewno napędzają nas ludzie, ale i wsparcie, które w końcu widzimy. To jest nasza siła napędowa, choć dla mnie to są także rzeczy, które robię dla siebie. Chcę mieszkać w fajnym miejscu, chcę znać swoich sąsiadów, chcę, aby organizacje pozarządowe w Oławie były widoczne, żeby uzupełniały się i nawiązywały współpracę z innymi, także z lokalnymi władzami, aby było to partnerstwo, o którym od lat mówię - między administracją samorządową a biznesem i mieszkańcami. W tym tkwi siła i wtedy razem się dobrze żyje.
- Użyłaś słowa "partnerstwo". Od roku obie mocno jesteście postrzegane razem jako organizatorki Oławskich Niedziel. Jak określić Wasze relacje. Jak Wy je określacie? To jest właśnie partnerstwo? Czy może bardziej przyjaźń, znajomość, koleżeństwo...
A: - Obie jesteśmy bardzo zaangażowanymi organizatorkami. Wzięłyśmy się jakby z technicznych rzeczy, sprawdziłyśmy się w "ogniu walki", a teraz myślę, że Małgosia staje się osobą, z którą rozmawiam najczęściej.
M: - Myślę, że to właśnie jest partnerstwo, mocne partnerstwo.
A: - Czy przyjaźń? To ciężko powiedzieć, bo mało czasu spędzamy ze sobą prywatnie. Nasz wspólny czas to właśnie organizowanie.
M: - Fajnie ze sobą pracujemy, to jest taka dynamiczna relacja. Mamy gorące temperamenty. Czasami robię coś, co Alicji się nie spodoba, a czasem to działa w drugą stronę. Każda ma swój świat, ale idealnie się uzupełniamy. Jak w dobrym małżeństwie.
A: - O! Jesteśmy właśnie jak stare dobre małżeństwo!
M: - Każda wie, jaka jest jej rola. Wie, czym się zajmuje. Ale jeśli już "małżeństwo", to chyba bardziej włoskie. Jesteśmy dynamiczne, kłócimy się czasami, ale to normalne.
A: Na pewno nie jesteśmy takimi psiapsiółkami, koleżaneczkami... Nie! Zawodowo pracujemy osobno, nie mamy czasu, aby prywatnie spędzać ze sobą więcej czasu niż potrzeba, nie mamy wspólnego życia oprócz organizacji "Oławskich Niedziel", nie mamy wspólnych znajomych. No i czasem musimy od siebie odpocząć.
- Alicjo, jaka jest najgorsza cecha Małgorzaty, której nie znosisz?
A: - Jedna? (śmiech) Jest uparta, ale to miecz obusieczny. To jest ta sama cecha, za którą ją cenię, choć często mnie wkurza. I dobrze ją rozumiem, bo tu jestem dokładnie taka sama.
M: - Mnie się w Alicji podoba, i zawsze to doceniam, że jeśli zrobię coś, co jej się nie spodoba, ona mi to powie, napisze, opierniczy mnie od góry do dołu. Wiem, że ją np. irytuje to, gdy mówię: "Tak, Alicja, zapamiętam". Wtedy słyszę: "Tak, wiem, że tak mówisz, a za chwilę i tak to zrobisz od nowa!". Są takie dyskusje, ale wiem, że ona się na mnie zezłości, powie mi to w oczy, pogadamy, ale za chwilę rozmawiamy ze sobą normalnie, nie ma cichych dni, fochów, czego nienawidzę.
- Czyli bardzo dobry związek...
A i M chórem: - Dobre białe włoskie małżeństwo!

- A co na to Wasi mężowie?
M: - Nie wiem, co to mąż, bo ja mam "żonża" (uśmiech)
A: - Jak i ja...
- Jesteście "mężami" w swoich związkach?
A: - Nie zgadzam się z większością typowych kulturowych definicji tego, co należy do kobiety, a co nie należy. Ja wiem, co do mnie należy i to robię. Mój partner też wie, co do niego należy i to robi.
- Wasi mężowie wspierają Was przy organizacji Niedziel?
A: - Jak ma nosić stoły, to go szlag trafia...
M: - ...ale przychodzi.
- Karnie?
A: - Przychodzi i pomaga, ale jest dla mnie ogromnym wsparciem także wtedy, gdy krew mnie zalewa z innych powodów. Bo te fizyczne historie to jeszcze jesteśmy w stanie ogarnąć, ale bardzo często po prostu dostajemy bardzo dużo po głowie, bo jesteśmy silne, więc "się nam należy", można w nas boksować, można sobie pozwalać na różne rzeczy. To nasi partnerzy widzą potem w domu i mają anielską cierpliwość, aby nas przytulić, ukoić, uspokoić, dać wsparcie.







Napisz komentarz
Komentarze