O tym, że bocian koczuje gdzieś miedzy Jaczkowicami a Stanowicami, miłośnik zwierząt z Zakrzowa Adam Polit dostał zgłoszenie od Stefana Bodnara, oławskiego działacza Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Straż gminna również miała w tej sprawie wiele interwencji - mówi Polit. - Zapytano mnie, czy bym nie pomógł. Jestem ornitologiem amatorem, więc chętnie się zgodziłem. Pierwszy raz zobaczyłem bociana na kartoflisku. Wydawał się osłabiony i wyczerpany. Był też bardzo chudy. Zauważyłem także, że ma chore prawo skrzydło. Postanowiłem go dokarmiać. Jednak, gdy do niego podchodziłem, od razu odlatywał. Jeździłem do bociana dwa razy dziennie przez kilka dni. Zawsze celowo byłem jednakowo ubrany. Dokarmiałem go kawałkami mięsa, ale robiłem to w różnych miejscach, żeby się do jednego nie przyzwyczajał, gdyż wtedy byłby łatwym celem dla drapieżników. Ptak powoli się ze mną oswajał. Podchodziłem też do niego coraz bliżej. Bocian rozpoznawał już mój głos i od razu kojarzył go z jedzeniem. Po mroźnej nocy z piątku na sobotę podszedł do mnie na tyle blisko, że mogłem go złapać. Po prostu wziąłem podbierak i go nim nakryłem. Natychmiast zawiozłem go do weterynarza Wojciecha Aksmana. Tam się nim zaopiekowano. Adam Polit cieszy się, że mógł pomóc bocianowi, bo to symbol polskiej przyrody. - Bez pomocy człowieka ptak nie przeżyłby zimy, a nawet by do niej nie dotrwał - podkreśla. Według diagnozy postawionej przez weterynarza, bocian ma uszkodzony staw łokciowy. Choć latał, był jednak zbyt słaby, aby móc odlecieć do ciepłych krajów. - Muszę podziękować Adamowi Politowi - mówi Wojciech Aksman. - Bocian będzie teraz leczony.
Aktualnie przebywa u pana, który hoduje dużo zwierząt pod Oławą. Przetrzyma go tam do wiosny. Dobrze, że jest tak blisko, bo mogę go w każdej chwili doglądać. Materiał filmowy i zdjęcia otrzymaliśmy od Adama Polita, który w filmie opowiada o boćku:
Napisz komentarz
Komentarze