Podziemie umiało wykorzystać fakt, że ich człowiek pracuje w pogotowiu. Z benzyną wciąż było nie łatwo, a na początku stanu wojennego ruch samochodowy prawie zamarł. Dlatego wkrótce karetka Ściborskiego służyła do transportu bibuły. Wzywano go, aby leczył ukrywających się działaczy "Solidarności", a przed większymi manifestacjami dostarczał benzynę, nieodzowną broń w starciach z ZOMO.
Nie dał się złapać
Kolportaż podziemnej prasy stanowił główne zadanie Ściborskiego. Pierwszy numer pisma "Z dnia na dzień" wyszedł jeszcze przed Bożym Narodzeniem `81. Był dowodem na to, że mimo komunistycznych represji, "Solidarność" się nie poddaje. Podobnie jak audycje związkowego radia. Drugi obieg miał podtrzymywać wiarę w prawo do wolności, lojalność wobec związku, być odtrutką na komunistyczną propagandę. Rozprowadzali coraz więcej książek, ale także znaczki propagandowe i kartki świąteczne. Wspierali rodziny internowanych i współpracowali z Kościołem w pracy charytatywnej.
Ściborski był wzywany parę razy do rektoratu na rozmowy. Mówiono, że władze uczelni domyślają się, że ma powiązania z "Solidarnością", przestrzegano przed opozycyjną działalnością. Jednak bezpieka nigdy go nie zatrzymała. Tylko dwukrotnie przeszukano jego mieszkanie - bezskutecznie. Był bardzo ostrożny, albo miał szczęście. Trudno inaczej to oceniać, jeśli najdotkliwszą represją, jaką go dotknęła, był zakaz uczestnictwa w wymianie naukowej z uczelnią w Dreźnie.
Reklama
Na sygnale z bibułą
Dolnośląska "Solidarność" wyróżniła odznaczeniem "Niezłomny" bohaterów stanu wojennego: konspiratorów, drukarzy, kolporterów. Wśród nich - dwóch działaczy, związanych z powiatem oławskim - Ryszarda Ściborskiego oraz Jana Jurijkowa. Dziś prezentujemy sylwetkę pierwszego z nich
- 29.01.2012 11:55 (aktualizacja 27.09.2023 16:49)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze