34 kilogramy
Tyle ważył Jan Markiewicz po ponad półrocznym pobycie na Majdanku. Następnie wywieziono go do obozu w Buchenwaldzie, niedaleko Weimaru. Tam otrzymał numer 14956. Dzięki paczkom żywnościowym, dostarczanym przez Czerwony Krzyż, przybrał na wadze. Pobyt w buchenwaldzkim kacecie wspominał jako najmniej traumatyczny. Jednak we wrześniu 1943 roku przewieziono go do podobozu Mittelbau-Dora, który rozpoczął funkcjonowanie niespełna miesiąc wcześniej. Więźniowie budowali w pobliżu podziemną fabrykę zbrojeniową Mittelwerk.
Na fot. "Jedem das Seine", czyli w wolnym tłumaczeniu "Każdemu to, co mu się należy", na bramie obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, w którym Markiewicz najmniej traumatycznie wspominał pobyt
Warunki były katastrofalne, dużo więźniów mieszkało w podziemnych sztolniach i czasem przez miesiące nie widzieli słońca. W styczniu 1944 rozpoczęto produkcję rakiet V-1 i V-2, więc wymieniono przemęczonych i wyczerpanych więźniów na nowych. Jan trafił ponownie do obozu na Majdanku, otrzymując nr 2054. Kiedy do Lublina zbliżała się Armia Czerwona, przekazano go do Auschwitz-Birkenau, gdzie miał numer 183026. - Tam tato poznał Lesława Kędzierskiego (nr 181690) - wspomina syn. - Tam zbierała żniwo epidemia tyfusu. Podczas przeprowadzanej selekcji w bloku uznano Kędzierskiego za chorego. Wyniesiono go z baraku i położono na wózku, którym wożono chorych do krematorium. W pewnej chwili ojciec z pomocą innego więźnia niezauważenie zdjął Kędzierskiego z wózka, a na to miejsce położyli zwłoki innego, który zmarł wcześniej. Tak uratował życie przyjacielowi. Dzięki aryjskim papierom ojciec pracował w kuchni. Często przynosił współwięźniom dodatkowe porcje jedzenia. Pewnego razu zauważył to kapo i ojciec trafił na dobę do karceru, a potem był wywieziony do innego lagru.
Napisz komentarz
Komentarze